poniedziałek, 19 grudnia 2016

Lustro






































Wszedłem do wąskiego, słabo oświetlonego korytarzyka , który był poczekalnią do gabinetu lekarskiego i rejestracji . Pięć krzeseł ustawionych rzędem pod ścianą , dwa zajęte przez starszą parę – zapewne małżeństwo . Witam się i pytam czy czekają do rejestracji . W imieniu ich obojga odpowiada kobieta siwa sześćdziesięcioletnia zapewne – Nie, my do gabinetu , a w rejestracji jest jedna pani , więc musi pan chwilę zaczekać . - Miły głos ,wyczerpująca informacja , uśmiech sam cisnął mi się na twarz . Podziękowałem i spokojnie oczekiwałem na swoją kolej. Oglądałem grę cieni na ścianie tworzoną przez światło słoneczne, które aby się tu dostać musiało przeciskać się przez liście i gałęzie drzewa rosnącego zaraz za jedynym oknem poczekalni .
Wtem drzwi rejestracji otworzyły się i z tej przyjemnej zadumy wyrwał mnie głos wracającej do poczekalni pacjentki . Wyglądała na emerytowaną nauczycielkę. Czarne włosy wyczesane w kok , biała bluzka , a na to narzucony rozpinany bordowy sweter . Tonem pełnym niecierpliwości , pretensji, wręcz agresywnym powiedziała –„ Do widzenia „ . - A zamknąwszy drzwi za sobą do zgromadzonych w poczekalni, już nie tak agresywnie, lecz bardziej jakby szukając współczucia – „Taki człowiek w ogóle nie powinien pracować , co ona sobie myśli ta rejestratorka!” . Ja mam mieć czas przychodzić tu co trzy miesiące?! . No jak można tak traktować chorego człowieka!, . - No cóż pomyślałem … teraz moja kolej . Sprawdzę czy ta pani w rejestracji faktycznie jest taka „ straszna „ .
Wstałem podszedłem do drzwi a one same się przede mną otworzyły – Pomyślałem - Potwór wychodzi mi na spotkanie ? - Zza skrzydła drzwi wyłoniła się tęga, nie wysoka kobieta , czarne włosy spięte w kucyk kontrastowały z białym strojem pracownika służby zdrowia . Zapytała poważnym tonem” ktoś z państwa do rejestracji ?”. Odważyłem się i powiedziałem uprzejmie i z uśmiechem .
        - Dzień dobry . Ja właśnie do pani .
        - Zapraszam . - Cofnęła się i usiadła przy biurku . Po jej lewej stronie stało krzesło , które mi  wskazała gestem i powiedziała – Proszę usiąść .
W przyjaznej atmosferze załatwiłem sprawę , z którą przyszedłem . Gdy wychodziłem podziękowałem i życzyłem pani miłego dnia . Odwzajemniła to z uśmiechem . To nic , że mam wyznaczoną wizytę za pół roku . We wciąż zmieniającej się rzeczywistości naszej służby zdrowia wcale nie mając pewności , że tak będzie . Jednak dostrzegłem wyraźnie , że świat jest jak doskonałe lustro . I to co nas irytuje w innych często jest naszą własną bolączką . W ciągu kilku minut przekonałem się o tym jak bardzo świat nam sprzyja . Tylko od nas zależy czego od niego oczekujemy .

P.S. Może siedząc wkrótce przy świątecznym stole zamiast ulegać stereotypom i powielać sytuacje z lat ubiegłych okaż zainteresowanie kimś (czymś) nudnym . Wykaż więcej cierpliwości , wsłuchaj się w opowieści niby rok rocznie takie same . I przekonaj się co się zmieniło . Nie koniecznie w opowieściach .

poniedziałek, 28 listopada 2016

Trzeba uważać

Miesiąc temu . Jadę pachnącym nowością , moim czerwonym suwem . Ostatnie skrzyżowanie przez które muszę się przebić , wyjeżdżam z podporządkowanej , i jestem na miejscu . Jadę poćwiczyć w siłowni zlokalizowanej przy centrum handlowym . Niestety ruch jest spory .
A niefrasobliwość innych kierowców ogromna , więc wyjechać z podporządkowanej jest trudno .
Gdy ja doczłapałem już do skrzyżowania stwierdziłem , że nie będę czekać będę działać .
Spojrzałem na samochód , od którego kierowcy zależało czy będę kontynuował podróż .Zielone Polo , o kierownicą którego oparta była kobieta , na oko trzydzieści kilka lat , ciemne włosy spływające na ramiona . Robiła wrażenie zamyślonej , skupionej gdzieś mocno myślami na czymś innym niż to co dzieje się naokoło niej . Melancholijna jakby wycofana . No cóż skupiam całą uwagę na niej patrzę , patrzę... . Po chwili ona spogląda na mnie wciąż z tym poważnym wyrazem twarzy . Ja wtedy uśmiecham się do niej . Palcem wskazującym prawej dłoni rysuję w powietrzu przed moją twarzą łuk jakbym powiększał uśmiech . Ona zaczyna się śmiać i dłonią czyni gest którym zaprasza mnie do wjazdu przed sobą na skrzyżowanie . Dosłownie dwie sekundy później ze skrzyżowania zjeżdża auto które tarasowało mi drogę . Ruszam dalej , mrugając jeszcze światłami awaryjnymi w podziękowaniu za wyświadczoną uprzejmość .
Sto pięćdziesiąt metrów dalej wjeżdżam na parking podziemny i jestem na miejscu . Kilka minut zajęło mi znalezienie miejsca do zaparkowania . Parkuję po czym energicznym krokiem udaję się do siłowni . Po drodze chcę kupić jeszcze wodę na trening . Rezygnuję jednak z wchodzenia do marketu , udaję się do sklepu drogeryjnego zlokalizowanego po sąsiedzku z klubem do którego zmierzam . Idę do regału z napojami sięgam małą butelkę ulubionej wody mineralnej obchodzę regał zawracam i idę do kasy . W kolejnej alejce regałów niespodzianka , kobieta która mnie wpuściła na skrzyżowaniu . Stoi i lustruje wzrokiem równo poukładane butelki szamponów . Ten sam melancholijny , refleksyjny wyraz twarzy . Stoi , zapewne żeby mieć lepszy ogląd po przeciwnej stronie alejki . Plecami przy samym regale , zatem przechodzę przed nią . A znajdując się przed nią mówię – Dziękuję ,że mnie wpuściłaś na skrzyżowaniu . - Ona robi wrażenie wyrwanej z letargu reaguje uśmiechem widać jednak , że podszytym konsternacją . A ja idąc nie czekając na jej kolejne reakcje , myślę jak niewiele trzeba żeby się ktoś uśmiechnął . Wchodzę do siłowni , przebieram się . A po czterdziestu pięciu minutach intensywnej pracy nad swoją kondycją zaczynam się rozciągać . Wtedy dostrzegam , że na kanapie przy wejściu do sali gdzie są prowadzone zajęcia grupowe siedzi właśnie ona .
Ta która wpuściła mnie na skrzyżowaniu , ta którą spotkałem w drogerii . Zaśmiałem się w duchu sam do siebie . Pomyślałem znów przejdę tuż przed nią bo tylko tamtędy mogę udać się do szatni .
Skończyłem po kilku minutach się rozciągać i ruszyłem w stronę szatni . Ona faktycznie , czekała poprzednie zajęcia na sali właśnie się skończyły . Ostatni z uczestników poprzednich zajęć opuścili salę . Oczekujący na kolejne nieśpiesznie zapełniali ją na nowo . Idę i już jestem krok przed tą kobietą , gdy ona wstaje kanapy . Rozgląda się nieco aby nie zderzyć się z kimś śpieszącymi do szatni lub z nich wychodzącym . I dostrzegłszy mnie uśmiecha się tym razem szeroko , szczerze i mówi – Czerwone Reno . - Odpowiadam uśmiechem i potakująco kiwam głową i udaję się do szatni .
Dwa dni później również byłem w tym klubie . Tym razem byłem dobrą godzinę wcześniej , poświęciłem na ćwiczenia trochę więcej czasu . Wychodząc już odświeżony , widzę na kanapie znów siedzi ta uprzejma kobieta . Tym razem bardziej ożywiona popatruje to w prawo to w lewo .
Gdy dostrzegła mnie nadchodzącego jej wyraz twarzy zrobił się promienny a gdy spotkaliśmy się wzrokiem uśmiechnęła się . Macie tak , że czasem robicie coś pod wpływem chwili impulsu i bez przemyślenia ? Usiadłem na bocznym oparciu kanapy , po jej prawej stronie . Tuż obok niej lecz wyżej o jakieś trzydzieści centymetrów . Tak , że aby patrzeć na mnie musiała zadzierać głowę do góry . Spojrzałem jej w oczy w których znów była konsternacja i zacząłem mówić tym swoim niskim , radiowym głosem .
- Kiedy poprosiłem Cię żebyś mnie wpuściła na skrzyżowaniu , uśmiechnęłaś się . - Jej źrenice rozszerzyły się . - Gdy Ci podziękowałem za to w drogerii , uśmiechnęłaś się . - Kąciki jej ust uniosły się nieco , kontynuowałem . - Gdy skojarzyłaś mnie z samochodem, uśmiechnęłaś się . - jej usta uchyliły się ukazując nieco biel zębów . - Dam Ci prezent . - Jej twarz rozpromieniała teraz już wszystkie zęby ukazały się w uśmiechu , oparłem lewą dłoń o jej prawe ramię nie przerywając wywodu .- Od teraz za każdym razem kiedy pomyślisz o czerwonym samochodzie będziesz się uśmiechać . - Sekundę później zabrałem dłoń z jej ramienia , wstałem i ruszyłem spokojnie do wyjścia . W lustrze dostrzegłem jej rozmarzoną teraz twarz . A pozycja w której teraz siedziała manifestowała – błogo mi .
      Minęły dwa tygodnie , po których znów spotkałem ową kobietę . Gdzie ? A jakże w siłowni . Dostrzegłem ją z daleka idąc korytarzem . Ciekawe , że zanim mnie dostrzegła uśmiechała się . Lecz gdy znalazłem się w polu jej widzenia zrobiła minę jakby obrażoną . Usta ściągnęła w wyrazie zaciętości . Wzrok wbijała we mnie , lecz jej oczy zdradzały , że nie może powstrzymać uśmiechu .
-     - Co ty mi zrobiłeś ? - Przestała udawać , rozpromieniała . Uśmiechała się szczerze całą sobą .
- Mogę Ci to zabrać , jeśli ci się to nie podoba .
- Wiesz jak mi się układa z mężem od dwóch tygodni ? - Zrobiła pauzę - Cu...do...w...nie !!!
- A czemu kojarzysz ten fakt ze mną ? - Nieco mnie to zdziwiło .
- Mój mąż , jest kierowcą w straży pożarnej . - Roześmiała się gromko . A ja pomyślałem trzeba uważać co się komuś aplikuje .

środa, 9 listopada 2016

Stan skupienia

Znalazłem się nad skrajem stawu nie przypadkowo . Chciałem dać sobie chwilę wytchnienia , oderwać się od zgiełku i codziennego pędu .
Jesienna przebogata kolorystyka liści na drzewach a także tych które już opadły na ziemię tworzy na ziemi niepowtarzalne kompozycje szeleszczących dywanów . Słońce sporadycznie uśmiecha się do mnie zza chmur , jak dziecko bawiące się w „raz dwa trzy baby jaga patrzy „ brak już kwiatów a przy nich kolorowych latawców motyli . Spacerując nad samą krawędzią wody napotkam leżące drzewo . Podmywane latami przez podnoszącą się to opadającą wodę przewróciło się dając nowe możliwości wodzie do ekspansji . Mi daje świetne miejsce do tego aby usiąść i wyczyścić myśli skupić uwagę na tafli wody . Odseparować się od natłoku spraw .
Obserwowanie tafli wody , choć dla kogoś patrzącego na to z boku wydawać by się mogło absurdalnie nudnym , może być bardzo frapującym zajęciem . Zwłaszcza gdy na powierzchni wody unoszą się zabrane drzewom przez wiatr liście , drobne gałązki , źdźbła traw . Od czasu do czasu zatańczy między nimi kaczka po czym dostojnie i z gracją zaprezentuje się łabędź .
Woda trochę mętna unosząca cząstki mułu pokrywającego dno . Unosząca na sobie szczątki roślinności . Czasem też to co ludzie w swej niefrasobliwości wrzucają , butelki ,puszki .
Gdy patrzę na taki staw dochodzę po chwili do wniosku , że to co się unosi na wodzie przyciąga wzrok i absorbuje moją uwagę , lecz czy słusznie ? Najważniejszą , wartość wody uzmysławiam sobie dopiero po chwili gdy patrzę szerzej . Ona mimo wszystko ożywia rośliny do których dociera . Umożliwia życie i wzrost zwierzętom i roślinom w niej żyjącym . Gasi pragnienie .
Jest tak czasem , że w pierwszej kolejności dostrzegamy śmieci , fragmenty obumarłe , i skupiamy się na tym także w życiu .
Poświęcamy czas i energię na kultywowanie trosk , pielęgnowanie zmartwień , celebrowanie niewygody .
Tymczasem wystarczy przenieść uwagę , nie daleko obok . Spojrzeć inaczej i okazuje się , że piękna i radości jest znacznie więcej . I zdecydowanie bliżej niż nam się wydaje ...

czwartek, 20 października 2016

Drzwi

































                                                     Dojechałem do domu .
Pilot ,brama się odsuwa – parkowanie .
Zostawiłem bramę otwartą bo mamy za chwilę jechać na zakupy z żoną . Wysiadam z samochodu i wzdrygnąłem się usłyszawszy szczekanie dwa trzy kroki ode mnie . Na środku podjazdu do naszego garażu stoi średniej wielkości czarny wychudzony pies . Stoi patrzy na mnie oczami w których jest mieszanka bólu i złości , z podkulonym ogonem , szczeka na mnie . W myślach mówię do siebie – no nie , przychodzisz do mnie do domu i ujadasz na mnie ?                 Ja chyba śnię ?
We śnie zdarza się , że coś wiesz – nie wiesz skąd , ale po prostu wiesz , że tak jest ?
Jak wtedy gdy widziałem długi jasny korytarz niczym w hotelu . Szereg drzwi po jednej i drugiej stronie . Wiedziałem , że są to drzwi do świata . I gdy szedłem tym korytarzem spoglądając raz na drzwi z prawej raz na drzwi z lewej czułem , iż każde z nich powodowały we mnie inne emocje i uczucia . Pierwsze gdy na nie spojrzałem spowodowały przypływ wstydu .
Odwróciłem wzrok ku drzwiom po przeciwnej stronie korytarza nie chcąc wchodzić do świata z takim bagażem . Kolejne na których oparłem wzrok nie były bardziej zachęcające bo budziły poczucie winy . Ruszyłem dalej gdyż nie chciałem żywić tej emocji w sobie . Następne nie były bardziej zachęcające - patrząc na nie czułem ogarniającą apatię . Nie bez trudu przedostałem się do kolejnych lecz tam pojawił się żal . Nie przystawałem więc i szedłem dalej a przy kolejnych poczułem strach ! Przyspieszyłem więc kroku chcąc wyrwać się z tego miejsca a następne które mijałem spowodowały że czułem pragnienie . Mijając kolejne poczułem dumę i zwolniłem kroku by przy kolejnych poczuć odwagę . Szedłem już teraz powoli kolejne uczucie jakie się pojawiło to gotowość więc szedłem teraz spokojnym krokiem z poczuciem akceptacji . Pojawiły się drzwi które budziły we mnie nadzieję , radość , spokój a do ich otwarcia potrzebna była miłość .
Spojrzałem tedy w oczy tego skrzywdzonego stworzenia . W myślach odezwałem się do niego - co mogę zrobić dla ciebie przyjacielu ? Przestał szczekać położył się i zaczął skamleć jakby opowiadał o przykrościach jakich doświadczył . Jakby szukał kogoś kto będzie starał się zrozumieć … nie oceniać .

piątek, 7 października 2016

Śtres

Uczeń zapytał nauczyciela . Mistrzu jak Ty to robisz , że parkujesz samochód tyłem nie rozglądając się ni trochę . Jakbyś czuł przestrzeń nawet poza samochodem a nie tylko wokół siebie . Nie spoglądasz na boki nie odwracasz się do tyłu . Jakbyś był zjednoczony z pojazdem i przestrzenią .
Czasem dzieje się tak , że uczeń spędza wiele godzin przy książkach i zeszytach .
Rodzic odpytuje go z lekcji - ten odpowiada z wszystkiego czego się nauczył . No … na piątkę z niewielkim minusem . Po czym ten sam uczeń kilka godzin później , wywołany do odpowiedzi w szkole. W drodze ze swojego miejsca do tablicy – wszystko albo prawie wszystko czego się nauczył zapomina . Znacie takie sytuacje , może wam samym się przytrafiło coś takiego kiedyś ?
A może miewacie tak czasami nadal tylko w troszkę innym wydaniu . Masz porozmawiać z kimś i przedstawić mu swoje racje . Od tego co powiesz zależy dużo w Twoim życiu albo też co zadzieje się między wami w dalszej perspektywie ? Przygotowujesz sobie ,wystąpienie , układasz przemowę wiesz co powiesz zdanie po zdaniu . Kolejność zdań wynika logicznie z konstrukcji jaką zbudowałeś aby Twój przekaz był jasny , skuteczny , i miły dla osoby do której go kierujesz . Przygotowujesz się jak nigdy dotąd wcześniej , a wychodzi i tak jakbyś został wyrwany do odpowiedzi na zupełnie nie znany Ci temat i to jeszcze z najgłębszego snu .
Co jest ? Nie wyszło osoba z którą miałeś sympatycznie porozmawiać się obraziła ? Albo wyszła wam z tej rozmowy kłótnia ? Albo najmniej szkodliwa chyba wersja wydarzeń – podjąłeś temat lecz nie osiągnąłeś zamierzonego w ten sposób celu .
Albo też słyszysz od kogoś jakieś zdanie , którym czujesz się urażona – urażony . Bo jesteś przekonany , że zawiera dla Ciebie krzywdzącą treść ? I coś byś powiedział , lecz w tym momencie w głowie masz tylko (…............) . A po czasie gdy trochę ochłoniesz przychodzi Ci do głowy taka riposta , że przechodzi Ci przez myśl ,iż zasługujesz na literackiego Nobla .
Tylko czemu nie przyszło Ci to do głowy wtedy gdy było adekwatne do sytuacji , mogło posłużyć rozwiązaniu jakiejś dziwnej sytuacji ? Lub przeniesienia Cię z roli ofiary do roli równorzędnego partnera w dyskusji .
Przypomnij sobie sytuacje w której na przykład jakaś osoba , budzi negatywną emocję mimo , że jej przyczyna jest już dawno nie aktualna . Czy emocje których doświadczasz są adekwatne do rozmiaru sytuacji ? Skoro coś wydarzyło się lata wstecz czy teraz powinno w identyczny sposób na Ciebie oddziaływać ? Nie skoro rezultat tamtego wydarzenia nie jest już do skorygowania . Dlaczego więc Ty na samą o tym myśl czujesz dyskomfort ?
Czy przy ważnych dla Ciebie sprawach potrafisz zachować chłodny stosunek do sprawy ?
Czy doświadczasz stresu który blokuje Cię i zamyka dostęp do wielu zasobów Twego umysłu ?
Czy mając do skomunikowania się z kimś, kto jest dla Ciebie ważny masz blokującą tremę ?
Czy wolałbyś umrzeć niż wystąpić publicznie ? - Śmieszne dla niektórych , jest jednak wiele osób które nie wystąpiły by publicznie nawet gdyby zagrozić im śmiercią .
Usłyszałem kiedyś od mam nadzieję , że nie będzie miał mi za złe jeśli powiem przyjaciela .
„Mentor , coach na początku swej drogi najpierw robi terapię sobie a gdy poradzi sobie ze swoimi demonami zaczyna pomagać innym „ .
Ja już rozprawiłem się przeszłością . Nawet nie próbujcie sobie wyobrazić , jak to pozwala mi łatwo radzić sobie z bieżącymi wyzwaniami .
Spróbujcie wyobrazić sobie – jakiej jakości byłoby wasze życie gdybyście potrafili robić to co powiedział uczniowi mistrz .
„W każdej chwili wykorzystuj wszystkie zasoby jakie masz dostępne „
Choćby to była na przykład kamera cofania w samochodzie ;) 

Jeżeli czujesz , że nie wykorzystujesz wszystkich zasobów jakimi dysponujesz .
 Zapraszam do kontaktu . 

piątek, 23 września 2016

A TY CZUJESZ ?


Tydzień intensywnie trenowałem sztukę komunikacji .
Poznawałem techniki o których nie miałem pojęcia . A także pogłębiałem wiedzę w tematach, które były mi znane powierzchownie . Poznając głęboko różne sposoby funkcjonowania świata , przeszedłem proces głębszego poznania siebie . Poznanie siebie , to najlepszy sposób nabrania do siebie dystansu . Daje to prawdziwy komfort psychiczny . A wtedy możemy korzystać z zasobów naszego umysłu w pełni . Zupełnie odwrotnie niż gdy jesteśmy w nieuzasadnionym stresie , złości , smutku czy innej negatywnej emocji . I mamy w takiej sytuacji wrażenie ,iż ledwo pamiętamy jak się nazywamy .
Po ośmiu godzinach intensywnej nauki , ćwiczeń , treningu . Mieliśmy ochotę coś zjeść a przy tym pogadać . Czasem nasze rozmowy nabierały terapeutycznego charakteru . Gdy jedna osoba drugiej pomagała inaczej spojrzeć na jakieś doświadczenia życiowe – najtrudniej być przecież obiektywnym gdy coś dotyczy nas samych . Podczas jednej z takich rozmów przypomniało mi się wydarzenie którego byłem świadkiem kilka lat wcześniej . Zapewne nie przyszło by mi to na myśl s , gdybym wcześniej nie otworzył umysłu podczas warsztatów.
Było to latem z sześć lat temu . Byliśmy z żoną i naszym sześcioletnim wtedy synem na wakacjach w Kamieniu Pomorskim . Tego dnia spędzaliśmy beztrosko czas wylegując się na kocu rozłożonym nad brzegiem zalewu . I spoglądaliśmy na leniwie poruszające się w oddali na wodzie żagle . Za nami wznosił się stary zabytkowy mur z czerwonej cegły . Zachowany od strony zalewu , kiedyś okalał całe miasto . Przestrzeń między murem a nami dzieli brukowana jezdnia , ruch pojazdów jest tutaj symboliczny . Dlatego nie dziwi widok spacerującej jej środkiem dziewczynki . Na oko czteroletnia blondyneczka , z włosami spiętymi w dwie kitki .
W jednoczęściowym pomarańczowym stroju kąpielowym z obfitą falbanką na biodrach , co nadawało jej wygląd sukienki . Szła boso trzymając w rączkach swoje sandałki . Stawiała małe stópki tak jakby każde stąpnięcie było odkryciem czegoś nowego . Kilkanaście metrów za nią podążali zapewne jej rodzice , spokojnie acz bacznie śledzili poczynania swojej pociechy . Gdy mijała nas , z sąsiedniego koca odezwała się do niej korpulentna starsza pani słowami .
          - Załóż buciki dziecko bo nóżki pobrudzisz !
          -Nie , bo nie poczuję ziemi . - Starsza pani widać słyszała odpowiedź dziecka. Nie usłyszała jednak przekazu . Dlatego jeszcze chwilę prowadziła dialog ze sobą .
Pod nosem komentując odpowiedź dziewczynki i podsumowując jej opiekunów . Po czym zdegustowana wróciła do lustrowania kolorowego czasopisma .
               Natomiast dziecko nie zawracając sobie głowy wędrowało dalej .
Często - nie zdajemy sobie sprawy z tego , że za dużo myślimy a za mało czujemy .
A chyba jeszcze rzadziej zdajemy sobie sprawę z tego , kto jest uczniem a kto nauczycielem

czwartek, 8 września 2016

Gorzki miód ?

Niedziela nadszedł ten dzień ...
Biegnę już ponad dwie godziny i wiem , że jeszcze co najmniej drugie tyle przede mną .
Maraton to już nie są żarty . Czterdzieści dwa kilometry dystansu a słońce nie pieści , lecz dziś mam wrażenie wypija energię nie tylko ze mnie .Przed półmetkiem widać już kryzys u kilku osób. Po przekroczeniu połowy dystansu kilka się wykrusza z peletonu . Każdy kilometr przybliża nas do mety , jednak każdy kolejny jest coraz trudniejszy do przebiegnięcia . Ktoś mi powiedział kiedyś , że bieganie jest jak medytacja , modlitwa . Nie jest łatwo się modlić . Choć istotnie na takim dystansie można się wyłączyć . Tylko ja i muzyka wlewająca się do mych uszu ze słuchawek podłączonych do telefonu . Dwadzieścia pięć kilometrów , na pewno co nieco mnie boli , poczułbym to zapewne gdybym się zatrzymał . Dwadzieścia dziewięć to już prawie trzydzieści . A jak przekroczę trzydziesty drugi to zostanie tylko dziesięć . Dziesiątki biegałem już blisko dwieście razy – próbuję znaleźć sobie jakiś punkt zaczepienia myśli . Trzydziesty piąty kilometr kolejny punkt odżywiania. Na stoliku wśród kubeczków z napojami izotonicznymi widzę czip pomiarowy . Ktoś zgubił ? - nie pytam , stwierdzam – Zawodnik się wycofał i zostawił -słyszę od anioła który obdarowuje tu życiodajną energią . Jeszcze siedem kilometrów . Czuję się jakbym nie miał wnętrzności jakby wypełniała mnie próżnia . Bieganie – mistyczne doznanie ? Biegnę choć wydaje mi się , że stopy kleją się do podłoża .
Myślę o tym co działo się wczoraj a z zadumy wyrywa mnie dzwonek telefonu . Przywołuje do rzeczywistości w poniedziałkowe popołudnie .
   -Halo – Drżący znajomy kobiecy głos w słuchawce .
   -Witaj – Odpowiadam 
   -Mieliśmy się dziś spotkać , ale ja nie wiem czy dam radę . Jestem rozbita w drobne kawałki jak  kryształowy wazon . Jestem na rozdrożu i nie wiem co robić . Złożyłam do prokuratury zawiadomienie o przemocy domowej . Po tylu latach . Ale i tak mam wątpliwości . Muszę dowieźć jeszcze dokumenty z obdukcji lekarskiej . Byłam w domu po nie , i tam moja własna matka namawia mnie do wycofania sprawy . Nie wiem co robić ? Czuję jakbym się wspinała na wysoką górę . I boję się co zrobię ,i czego nie zrobię . - Zawsze bezpośrednia i wylewna w kontaktach . Niedawno poznana kobieta z którą mam podjąć pewne działania biznesowe .
   -Fakt , mieliśmy się spotkać . Jednak to nie jest chyba tak ważne , żeby tego nie można było przełożyć . To co Ty robisz w tym momencie jest wydaje mi się dla Ciebie ważniejsze .
   -Tak ale chciałam to usłyszeć , że się nie gniewasz , że przekładamy spotkanie . Potrzebuję choć tej pewności w tej mojej aktualnej huśtawce .
   -Masz moje zapewnienie , nie gniewam się . A Ty pomyśl .
Co się może zmienić jeśli doprowadzisz sprawę do końca ?
Co się może zmienić jeśli się wycofasz na tym etapie ?
Co możesz stracić jeśli doprowadzisz sprawę do końca ?
Co możesz stracić jeśli się wycofasz ?
   -Za dużo pytań …
  - Odpowiedz sobie na te . I wtedy podejmij decyzję . - Przez dwie trzy sekundy panowała cisza ,
             po czym ...
Biegnę choć wydaje mi się , że stopy kleją się do podłoża . Czasem w snach jest takie wrażenie . Podnoszenie stóp jest coraz trudniejsze , może jak wybiegnę z piachu na asfalt będzie lżej ? Nie , nie jest zmęczone stopy boleśnie odczuwają każde zetknięcie z twardym podłożem .               Jeszcze dwa kilometry . Asfalt odbija promieniowanie słoneczne potęgując odczucie gorąca . Jeszcze kilometr . Widzę w oddali metę . Czuję przypływ radości . Nie , nie pobiegnę wcale szybciej .
  -Nie ma odpowiedzi , ale otworzyły się jakieś drzwi w mojej głowie . Dziękuję …  
      Nie przegram gdy dotrę do mety , zawiodę jeśli ustanę .
Obojętnie od wyniku , jaki uzyskam . Jeśli dam z siebie wszystko , to na mecie woda będzie smakowała mi lepiej niż szampan .
Inaczej nawet miód będzie trącił goryczą .

środa, 31 sierpnia 2016

Gonitwa



Gonitwa , wyścig , sprint .
Koniec miesiąca . Ostatnie godziny to dla wielu osób czas wzmożonego wysiłku w pracy . Trzeba pozamykać rozpoczęte tematy . Czasem podgonić wynik . Zdążyć z terminami .    I jeszcze zrobić raporty , sprawozdania . Prowadzę samochód drogą wijącą się przez las , kilka kilometrów w zielonym tunelu . Już kilka godzin w pracy a przede mną jeszcze ile ? Nie jestem w stanie teraz określić . Boli mnie głowa , wstałem bardzo wcześnie . I te kilka wypitych od rana kaw zaczyna w nieprzyjemny sposób dawać o sobie znać . Na zewnątrz bardzo gorąco w końcu to ostatni dzień sierpnia . Rozkręcam klimatyzacje na maksymalne obroty . Zaczyna mnie kręcić w nosie i zbiera mi się na kichnięcie . Przyjemny relaks w cieniu drzew zakłóca dzwonek telefonu . Wzbiera chęć kichnięcia . Zwalniam i sięgam po telefon , zanim zdążyłem go chwycić zaczyna dzwonić drugi z moich telefonów . Czuję już nie kręcenie w nosie ale tornado . Bezwiednie cofam rękę od wołających mnie polifonią dźwięków telefonów . Przykładam bezwiednie ,odruchowo do nosa .
Zwalniam jeszcze bardziej , kicham z taką siłą , że aż oczy mi zachodzą łzami . Telefony uparcie wołają , chcę już po nie sięgnąć . Czuję jednak , że zaraz kapnie mi z nosa . Sięgam po zmiętą serwetkę od hot-doga którego kupiłem na stacji benzynowej jako substytut śniadania . Przykładam do nosa . W tym momencie orientuję się , że to krew płynie mi z nosa . Ok – myślę żebym nie upaprał koszuli bo nie mam nic na zmianę w samochodzie . Lewą ręką trzymam serwetkę i łokciem przytrzymuję kierownicę . Prawą ręką zmieniam biegi na niższe po czym wraca ona na kierownicę i za jej pomocą sprowadzam auto na pobocze . Telefony zamilkły na chwilę , po czym zaczęły dzwonić na zmianę z przerwami na tyle żebym słyszał kiedy jeden dzwonek zamienia się w drugi . Wysiadłem z auta i stałem pochylony aby przypadkiem jakaś kropla krwi nie padła mi na spodnie . Zauważyłem powalone drzewo kilka metrów w głąb lasu od drogi . Szedłem ku niemu powoli aby usiąść na jego pniu . I poczekać aż przestanie mi kapać z nosa . Usiadłem i z pochyloną głową wpatruję się w trawę . Serwetka już cała czerwona nie będzie mi już pomocna . Upuściłem ją na ściółkę , celuloza wraca do miejsca skąd została pozyskana – pomyślałem . Wciąż leci mi z nosa zastanawiam się ile to już . Plama która powstała na ziemi przed moją twarzą ma już średnicę kilkunastu centymetrów .
Przechodzi mnie dreszcz , znów zbiera mi się na kichnięcie . Pomyślałem dobrze że siedzę na tyle daleko od samochodu , że nie słyszę natarczywości dzwonków telefonów . Znów kicham .      I ponownie z taką siłą która wciska mi łzy do oczu . Zastanawia mnie w tym momencie czy nie opryskałem przy tym krwią ubrania ? Łzy w oczach powodują ,że obraz mam rozmazany . Zastanawiam się przez chwilę czy to co widzę jest realne ? Pojawił się bezszelestnie , piękny jak kwiat .Jak przybysz z innego świata . Kolorowe ornamenty jak z perskich dywanów żywe gdy się poruszał . Usiadł na skraju plamy mojej krwi pomachał do mnie jeszcze skrzydłami . Tak jakby chciał powiedzieć . Czy musi cię spotkać coś przykrego abyś się zatrzymał i dostrzegł piękno .
To zdarzenie miało miejsce kilka lat temu . A przypomniało mi się gdy zmieniałem dziś datę w kalendarzu . Nie spowodowało może wtedy przełomu w moim życiu .
Na pewno było jednak jednym z tych które przyczyniły się do zmiany mojego sposobu myślenia . Skłoniły do szukania równowagi .





































czwartek, 18 sierpnia 2016

Wada


Korytarz poczekalnia do gabinetu lekarskiego. Siedzę już kilkanaście minut i wiem, że posiedzę jeszcze długo bo jest duża obsuwa w czasie przyjmowania pacjentów. Co jakiś czas ktoś przechodzi szukając gabinetu do którego ma się udać. Czasem jakaś pielęgniarka przejdzie. A to znów ktoś dołączy do kolejki pod gabinetem w którym przyjęcia i ja oczekuję.
Drzwi z klatki schodowej otwierają się jakoś dziwnie powoli. I w końcu wyłaniają się dwie postaci. Mężczyzna pewnie z osiemdziesiąt lat i przy jego boku kobieta w podobnym wieku. Ubrani ciepło jak na sierpień, pomyślałem, że u starszych ludzi inaczej już działa organizm i inaczej odbierają temperaturę. Pani nie jakoś wytwornie ale elegancko odziana. Garsonka jasno granatowa i ładnie dopełniające całości brązowe dodatki w postaci kapelusika, torebki w stylu królowej Elżbiety i pantofli na niskim obcasie. On zaś w brązowych spodniach na kant butach w tymże kolorze i beżowej kurtce długiej do pasa, krojem przypominającej trochę bluzę mundurową.             On wydawał się mierzyć z metr osiemdziesiąt wzrostu. Szedł tak wyprostowany, że przeszło mi przez myśl, iż pewnie jest emerytowanym wojskowym. Pani sięgała swemu towarzyszowi wzrostem do ramienia. Szli powoli pod rękę wspierając się na zmianę na siebie. Wzruszający to był widok.
Po chwili dotarli do gabinetu u którego drzwi i ja oczekiwałem. Usłyszałem od nich - dzień dobry - które wypowiedzieli jednocześnie a mimo to zabrzmiało bardzo naturalnie.
Odpowiedziałem im również – dzień dobry. Usiedli na krzesłach naprzeciw mnie
     - Pan też do doktora Kowalskiego. - Zapytał niskim przyjemnym niskim głosem spikera       radiowego 
     - Tak ja także.- Odpowiedziałem i dodałem –  Jest spore opóźnienie więc trochę jeszcze     poczekamy. Pan doktor wywołuje do gabinetu.
     - Nie ma pośpiechu odpowiedział staruszek. - Znów tym radiowym głosem którym pewnie uwiódł   swoją, partnerkę.
      Nie chciałem ale dzieliła nas tak niewielka przestrzeń, że zmuszony byłem słyszeć ich rozmowę choć nie rozmawiali wcale głośno. Żeby nie myśleli, iż się przysłuchuję wyciągnąłem telefon z kieszeni i zacząłem przeglądać zdjęcia. Potem sprawdziłem e-mail, następnie po usuwałem zbędne wiadomości sms. Cały czas jednak słyszałem jak rozmawiali i to jak rozmawiali. Od momentu jak usiedli cały czas byli zwróceni ku sobie, dłoń staruszki była zatopiona w dłoni mężczyzny. Już wiedziałem z kontekstów rozmowy, że są małżeństwem. Najbardziej zwróciło moją uwagę gdy rozmawiali było widać, że słuchają siebie nawzajem. Przyłapałem się na tym, że się gapię. Starałem się ich nie krępować a jednocześnie, chciałem patrzeć i słuchać.          Jak zaczarowany, nie mogłem się oderwać od magicznego sposobu rozmowy tych dwojga. Pomiędzy nimi była energia, aura, czułem to jakby namacalnie. A gdy usłyszałem ten fragment ich rozmowy.
     - A co z Twoją wadą serca? - Zapytała ona. W odpowiedzi usłyszała.
     - Nie mam żadnej wady serca i mam na to dowód.
     - Jaki? - Zapytała
     - Kocham Cię!
      Uśmiechnęła się jej twarz była znów twarzą dwudziestolatki. Delikatny pocałunek połączył na ułamek sekundy ich usta. Po czym ona oparła głowę na jego ramieniu. On uśmiechając się spoglądał na ich splecione dłonie. A mi w tym momencie obraz zrobił się jakiś nie ostry.        Wziąłem głęboki oddech i zdjąłem okulary, żeby je przeczyścić.

czwartek, 11 sierpnia 2016

Szczęśliwy ?

Ostatni weekend spędziliśmy całą rodziną w Międzyzdrojach .
Było kilka powodów które spowodowały , że zdecydowaliśmy się na taki bądź co bądź daleki wypad na tak krótko . Jeden z nich to taki , że mieliśmy awarię dachu i zalało nam sypialnię . Po naprawie dachu przystąpiliśmy do fachowego osuszania pomieszczenia . Co jest bardzo uciążliwe gdyż musieliśmy usunąć wszystkie sprzęty , meble i zdemontować panele z podłogi . Ponadto urządzenia które absorbują wilgoć wydają hałas porównywalny swoim poziomem do występującego przy ruchliwej ulicy . Przebywanie w domu w którym kilkanaście godzin na dobę jeżdżą samochody – po prostu męczy . Wszystkie ubrania z szafy spakowaliśmy w kartony i wynieśliśmy do garażu . Zostawiliśmy sobie tylko kilka kompletów odzieży, tak aby wystarczyło nam na dwa tygodnie . Podczas których miało się udać pozbyć wilgoci jak zapowiadał spec który nam te urządzenia wstawił . Z dwóch tygodni zrobiły się trzy , i zapowiadało się ,że jeszcze minimum kolejny muszą te urządzenia hałasować . Uciekliśmy więc z domu zostawiając je włączone . Gdy dojeżdżaliśmy na miejsce moja żona rzuciła pewne spostrzeżenie .
     - Zauważyłeś , że zostawiliśmy sobie ubrań na dwa tygodnie . Minęły trzy a nie mamy jakiegoś braku w garderobie . I nawet teraz na wyjazd nie mieliśmy potrzeby wertować kartonów w garażu żeby się zabezpieczyć w razie zmiany pogody .
     -Więc o czym to świadczy ? - Zapytałem bo ciekaw byłem czy do tej samej konkluzji dojdziemy.
     -Jesteśmy bardzo dobrze zorganizowani . - Odpowiedziała
     -Myślę ,że można jeszcze jeden wniosek wysnuć z tej sytuacji . Wiele z tych rzeczy które teraz      zalegają w garażu nie jest nam tak naprawdę niezbędna , powiem więcej nawet nie jest nam potrzebna . I jak będziemy się wprowadzać na nowo do naszej sypialni to musimy przesortować to wszystko i oddać komuś kto tych rzeczy potrzebuje .
      -Racja – Skwitowała ten wywód moja żona .
Dojechaliśmy przed południem zatem pierwsze kroki skierowaliśmy oczywiście na … plażę .
Przywitaliśmy się z morzem , żona i nasz dwunastoletni syn brodzili w wodzie . A ja pchałem wózek z naszą czteromiesięczną pociechą i przechadzałem się nad samym brzegiem morza .
Idąc tak relaksowałem się słuchając muzyki jaką był miarowy szum fal , ozdabiany popiskiwaniem mew , tu i ówdzie okraszony też śmiechem bawiących się dzieci .
Idąc tak już kilka minut zauważyłem idącego , także nad samym brzegiem zmierzającego w moim kierunku mężczyznę . Jego widok wzbudził moją czujność. W miarę jak się zbliżaliśmy ku sobie coraz większą . Gdy w końcu byliśmy od siebie w odległości z której można było rozróżnić rysy twarzy ….
Zdarzyło się kiedyś Tobie że czasem wyjechałeś kilkaset kilometrów od domu i spotykałeś kogoś znajomego . Kogoś kogo powinieneś widywać w swoim mieście a nie widziałeś go już kilka lub kilkanaście miesięcy . Ktoś z kim mieliśmy nawet dobry kontakt . I musiałeś wyjechać daleko od domu żeby wpaść na niego przypadkiem .
Rozpoznałem go to znajomy z lat szkolnych . Po ukończeniu szkoły nasza znajomość się rozluźniła ale nie urwała . Czterdziestoletni facet blondyn krótkie włosy ułożone za pomocą żelu . Ubrany w sportowa odzież od stóp do samej głowy nie miał na sobie czegoś co nie miałoby logo jakiejś wiodącej marki . Wiedziałem , że pracował w korporacji i awansował z kolejnymi latami w pracy .
Ostatnio gdy z nim rozmawiałem półtora roku wcześniej dowiedziałem się zajmował już stanowisko dyrektorskie w firmie w której pracował . Teraz spotkałem go ponownie . Uśmiechnąłem się na powitanie i odezwałem się .
    -Szczęśliwy , zadowolony na urlopie …
    -Szczęśliwy ... ? Szczęśliwy to będę jak już będę bogaty . - Usłyszałem w odpowiedzi . I miałem wrażenie , że to była jak najbardziej poważna odpowiedź z jego strony . Taka odpowiedź zupełnie mnie zaskoczyła i zupełnie nie wiedziałem co powiedzieć . Mój znajomy nie miał weny do pogawędki . Uścisnęliśmy sobie dłonie i powędrowaliśmy dalej każdy w swoim wcześniej obranym kierunku .
W głowie kołatały mi słowa które wypowiedział przed chwilą kolega . Po chwili otrząsnąłem się z tych myśli jak z piasku który się przylegał do moich bosych stóp . Pomyślałem adresując te myśli do mężczyzny z którym się moment wcześniej rozmawiałem .
„Nigdy nie będziesz szczęśliwy i nigdy nie będziesz bogaty .
Jeśli będziesz szantażował szczęście bogactwem nie zaznasz ani jednego ani drugiego . Szkoda czasu na bycie nieszczęśliwym gdy nie jesteś bogaty . Natomiast będąc szczęśliwym człowiekiem przyciągniesz bogactwo większe niż mierzalne jakimkolwiek kursem waluty , stopą czy indeksem . „

wtorek, 2 sierpnia 2016

Świąteczno-akcyjny tryb życia


Mam wrażenie , że sporo ludzi prowadzi  „świąteczno-akcyjny tryb życia „ . 
To znaczy , że gdy są święta ludzie zaczynają zachowywać się inaczej niż zwykle . Stają się bardziej uprzejmi dla innych .
Robią rzeczy ,których na co dzień nie czynili , ot ... choćby znajdują drogę do kościoła .
Tak zwana akcyjność – gdy jest wezwanie do „walki” stajemy razem .                     Na przykład ,gdy chodzi o zbiórkę pieniędzy dla potrzebującego .                  
    Nie mówię , że to źle - jeśli na dalsze życie zostaje więcej takiego podejścia niż było wcześniej . Jeśli jednak nie ? We wigilię zwierzęta też ponoć przemawiają ludzkim głosem . 
Można by mnożyć listę takich sytuacji , natomiast co u mnie wywołało takie spostrzeżenie ?
Otóż rozmawiałem z kolegą  - nie , nie z Wackiem , kilka dni temu o tym, jak spędzi tegoroczny urlop . Tytułem wstępu mój „ bardzo dobrze zbudowany ” kolega z urlopu zeszłorocznego wrócił jeszcze „większy „ niż był wcześniej .
 Gdy opowiedział jaką dietę piwno -frytkową
stosował przestało mnie zastanawiać ,  dlaczego tak urósł .
Na co dzień nie żałuje sobie, a podczas urlopu to jakby przestał panować nad swoim jadłospisem . No cóż, teraz na przekór poprzedniemu urlopowi , zapowiedział sportowo detoksykacyjny sposób jego spędzenia . A potem ? Wróci ...
No cóż mam pewne doświadczenie wynikające z obserwacji sezonowości natłoku uczęszczających do fitness klubów . Systematycznie pracują tam nad sobą nie te osoby, które zaczęły w wyniku noworocznego postanowienia , albo ukarane – przepraszam ;) - obdarowane na gwiazdkę karnetem . Sumiennie uczęszczają Ci ,  którzy mają w tym jakiś cel i dojrzeli ,  aby podjąć trud i w nim  wytrwać .
Dwa dni temu zakończyły się Światowe Dni Młodzieży i mam nadzieję , że wśród tych ,  którzy uczestniczyli w tym festiwalu radości  niewielu będzie akcyjnych chrześcijan . Mam nadzieję , że wróciwszy do miejsc ,  z których przyjechali , będą potrafili podtrzymywać ten „ogień” tak ,  aby podpalać tych  , którzy nie byli wraz z nimi w Krakowie .
Ja ,  żeby nie było , że robię tak jak zwykle – nie będę się dziś bardziej rozpisywał .
Biorąc pod rozwagę słowa zaczerpnięte z książki ,  którą uważam za najlepszą na świecie - Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz ?
Idę zastanowić się nad swoim sposobem działania .

wtorek, 26 lipca 2016

Znalezisko

Sześć dni temu dowiedziałem się czegoś trudnego .
Poczułem się tak , jak gdyby w moim życiu znalazł się odbezpieczony granat i nie bardzo panowałbym nad tym, kiedy wybuchnie .
Paradoksem jest to , że gdy ratowane było zdrowie osoby mi bliskiej jednocześnie doznało ono uszczerbku . 
Na dzień dzisiejszy medycyna nie zna metody pozbycia się tego czynnika ryzyka . Można jedynie monitorować stan , przeciwdziałać skutkom i leczyć objawy.
Prawdopodobnie doszło do tego pięć lat temu .
Gdybym dowiedział się o tym pięć lat temu ?
Pięć lat temu na pewno inaczej patrzyłem na świat .
Zapewne miałbym trudności przyjąć to ze spokojem .
Zapewne zareagowałbym bardzo gwałtownie i emocjonalnie .
Zapewne nie potrafiłbym wcale zaakceptować zaistniałej sytuacji .
Nie umiałbym pogodzić się z zaistniałym faktem .
Zapewne nie przypomniałoby mi się wtedy też odkrycie, którego dokonałem .
Ho , ho... dwadzieścia dwa lata temu .
Jako dziewiętnastoletni chłopak , aby zarobić parę złotych , nająłem się przy rozbiórce starego budynku mieszkalnego . Miałem wraz z innymi zaangażowanymi przy tym ludźmi, uprzątnąć pozostałe w tym budynku ruchomości . Odseparować śmieci od złomu , gruzu i drewna, które miało być jeszcze przeznaczone na opał .
Budynek miał blisko pięćdziesiąt lat parterowy z dwuspadowym dachem , kryty dachówką betonową . Wybudowany jednak bardzo oszczędnie przez co jego stan był już tak fatalny , że sypał się z każdej strony .
Cztery pomieszczenia na parterze i schody na strych , na którym były dwa pokoiki dodatkowo wygospodarowane na połowie jego powierzchni . Jednym z tych na poddaszu zajmowałem się ja . Pokoik z szarymi ścianami , które kiedyś były różowe ,o czym przekonałem się , gdy od ściany odsunąłem komódkę ,za którą ukazał się mi nie pokryty kurzem pierwotny kolor . Gdy odsuwałem rozeschnięty mebel od ściany , szuflada , która stanowiła w nim jedyny ruchomy element wysunęła się i wypadła z hukiem na podłogę . Ukazała się jej zawartość ; szczotka do włosów, czerwone nici na drewnianej szpulce i zeszyt .
Jak na zawartość kurzu w tym pomieszczeniu , rzeczy z szuflady były czyste .
Zaciekawienie wzięło górę , podniosłem zeszyt . Otworzyłem ... i zacząłem czytać .
Brulion zawierał kilkanaście odręcznie zapisanych wierszy . Nie były podpisane .
Na okładce nie było sygnatury . Nikt nie umieścił nazwiska , ani choćby imienia właściciela . Być może autora wierszy w nim zapisanych .
Jednym z nich , który mi się przypomniał w trudnym dla mnie momencie chcę się podzielić :

środa, 20 lipca 2016

Karma Instant

Tak . 
Tak właśnie musiałem wyglądać , dwa tygodnie temu wieczorem . Gdy wszedłem do kuchni we własnym domu .
Jednak zacznę po kolei . Wróciłem tego dnia do domu kilka minut przed osiemnastą . Rozentuzjazmowany , podekscytowany, bo miałem poukładany pomysł na kolejny wpis na bloga . Przywitałem się czule z żoną i powiedziałem jej , że napiszę i za godzinkę wracam do niej .
Wziąłem prysznic i zrelaksowany poszedłem pisać .
Usiadłem przy biurku .
Zacząłem pisać – napisałem .
Napisałem – korygowałem .
Skorygowałem – upiększałem .
Upiększyłem – polerowałem .
Wypolerowałem – opublikowałem .
Opublikowałem – wstałem od biurka . 
 Macie też tak , że są rzeczy przy robieniu których tracicie poczucie upływu czasu . Poszedłem do żony mocno zakłopotany . Przecież zapowiadałem , że za godzinkę skończę - minęły trzy . Była już prawie dwudziesta druga – zeszło jak staremu kawalerowi . Kurcze! zaraz usłyszę pretensje i to słuszne – pomyślałem . Ona chwilę wcześniej ułożyła do snu naszą trzymiesięczną córeczkę . Nieśmiało więc odezwałem się - Chodźmy spać , mamy szanse dziś wydłużyć sobie nocny odpoczynek . Odpowiedziała mi - Dobrze , tylko ogarnę w kuchni i za dwadzieścia minut , dołączę do Ciebie .
Poszedłem do sypialni ;było ciepło, położyłem się więc na kołdrze . Stłumione światło potęgowało pragnienie snu . Kontemplowałem dźwięk miarowego oddechu naszej córeczki ,śpiącej w łóżeczku stojącym obok naszego łóżka . Kołysany tym dźwiękiem zasnąłem .
Obudziłem się, bo zrobiło mi się chłodno . Spojrzałem obok nie było mojej żony . Rzuciłem wzrokiem na zegar . Północ za kwadrans . A jej nie ma . Z kuchni dobiegały odgłosy krzątaniny . Co jest ? Ruszyłem do niej przecierając zaspane oczy . I gdy stanąłem w progu … to jak w tym momencie wyglądałem już wiecie .
W kuchni na blacie roboczym stały dwa świeżo upieczone placki . Misa pełna sałatki warzywnej .(kolejny przepis do przetestowania:) )
A z jednego z większych garnków jakie mamy w domu unosił się apetyczny zapach leczo .
Żona właśnie skończyła sprzątać po wykonanej pracy . Odwróciła się do mnie usłyszawszy , że nadchodzę uśmiechnęła i powiedziała – No skończyłam . Zrobiłam Ci na jutro to co najbardziej lubisz do jedzenia . I jeden placek możesz zabrać do pracy poczęstować kolegów .
Byłem zaskoczony . Dlatego wybąkałem tylko – Ciebie na dwadzieścia minut samą w kuchni zostawić .
Spotkaliście się z określeniem „Karma Instant” -kojarzy się z natychmiastowym odebraniem kary za zły czyn .
Czasem jednak los nie odpłaca nam tak jak na ludzki sposób rozumienia wydawałoby się powinien .
Zamiast „kijem po plecach” dostajemy nagrodę .
Czasem zamiast dostać to co sami daliśmy otrzymujemy coś zupełnie przeciwnego , może po to żeby wyostrzyć kontrast . Może to taki test ?
Może ktoś z was też ma w domu anioła , który o Ciebie dba żebyś miał(a) wszystko co ci niezbędne i co Cię uszczęśliwia .
Może właśnie czas wzbudzić refleksję ?
Żeby się zastanowić czy siejemy tyle dobra ile nas samych spotyka .
Czy też ile chcielibyśmy otrzymać .
Życie jest jak droga, a przy niej są znaki .
Czytacie znaki ?

wtorek, 12 lipca 2016

Z innej strony



Skrzyżowanie. Środek miasta .
Do przejścia dla pieszych dojeżdża z dużą prędkością srebrne auto będące synonimem luksusu . Zapala się przed nim czerwone światło na sygnalizacji , więc samochód gwałtownie hamuje . Opony cierpiąc , wydają pisk użalając się nad swoim losem . Kierowca ,mężczyzna w średnim wieku, blondyn, z niewielką nadwagą , kipi z niecierpliwości . Śpieszy się , a tu wszystko jakby sprzysięgło się przeciw niemu .
Na pasy przed nim wchodzi kobieta, na oko sześćdziesiąt lat . Szczupła wręcz chuda o siwiuteńkich włosach krótkich prostych jakby dla łatwiejszego nad nimi panowania . Ubrana schludnie chociaż w stylu jakby z przed trzech dekad . Najwyżej sto pięćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu . Mocno powykręcana zgarbiona sylwetka jeszcze bardziej potęguje wrażenie niskiego wzrostu .
Jej buty mają dziwnie krzywo starte podeszwy co rzuca się bardzo w oczy .
Idzie widać starając się najszybciej jak może . 
 Jest jednak widoczne , że sprawia jej wielką trudność sprawne poruszanie się .
Kierowca , widząc tę kobietę przed maską swojego samochodu  gwałtownie gestykuluje trąbi widać , że krzyczy w swoim samochodzie . - Pośpiesz się starucho , kaleko k.... .
Jak masz ludziom życie utrudniać to lepiej nie wychodź z domu .Cholera … .
Zatrąbił raz jeszcze .
Zza rogu wyszła , młoda dziewiętnastoletnia szczupła blond „łania” . Włosy zaczesane do tyłu i spięte w bujną kitę zwisającą , aż do połowy pleców . Krótkie obcisłe szorty nie zakrywały dolnej części pośladków . Było ciepło miała na sobie skąpą bluzkę . Wielkość jej można byłoby określić jako ... bardzo zabudowany biustonosz . Wysokie obcasy nie pozwalały szybko iść ; i tak nie było pośpiechu . Szła na spotkanie z przyjaciółkami w centrum handlowym . Przejdzie na drugą stronę skrzyżowania i jest na miejscu . Zza dużych ciemnych okularów kątem oka spojrzała w stronę dobiegającego jej uszu dźwięku klaksonu . To spowodowało , że jeszcze bardziej wyprężyła sylwetkę . Dumnie przemierzała  pasy idąc na drugą stronę ulicy, niczym modelka na wybiegu . No... niezła fura - pomyślała - z właścicielem takiego wózka mogłaby się umówić na randkę . Minęła na przejściu zgarbioną starszą kobietę . Niemodnie , biednie ubraną , pomarszczoną . Jej dziwnie koślawa sylwetka była dla niej odstręczającym widokiem . Zrobiło się jej żal tej kobiety , pomyślała ,że jest ona w wieku jej babci .
Nie chciała jednak myśleć o czymś tak przykrym jak starość , choroba  czy zniedołężnienie . Skupiała więc wzrok na szyldach butików, które dostrzegła przed sobą . I myślami była już przy swoich roześmianych przyjaciółkach , z którymi za chwilę się spotka .
Stałem przed światłami na skrzyżowaniu i czekając na zmianę koloru sygnalizacji na zielony . Pochyliłem się do schowka znajdującego się przed fotelem pasażera  i sięgnąłem po płytę, aby włożyć ją do odtwarzacza . Usłyszałem dźwięk klaksonu podniosłem się gwałtownie . 
Czyżby światła już się zmieniły? - nie . Po przeciwnej stronie skrzyżowania dostrzegłem samochód ,którego klakson mnie „poderwał” . Czekał tak jak ja na zmianę świateł . A kierowca tego wozu zachowywał się bardzo ekspresyjnie, wznosił ręce do nieba . Gestykulował – sprawiał wrażenie , że próbuje zaczarować sygnalizację tak, aby już zmieniła kolor na zielony . Widać było , że porusza ustami raczej nie wypowiadając słów modlitwy .
Po pasach przechodziły w przeciwnych kierunkach dziewczyna i staruszka .
Dziewczyna bardzo młoda , bardzo zgrabna , bardzo wyzywająco ubrana .
W staruszce rozpoznałem sąsiadkę . Starsza pani nie jest taka stara jak się wydaje na oko .
Jest wyeksploatowana, bo życie jej nie oszczędzało . Zaniedbana choroba reumatyczna . A kilka lat temu na dodatek została potrącona przez samochód i cudem uniknęła śmierci . Za to sprawca uniknął kary bo … uciekł i zostawił ją poturbowaną nieprzytomną na jezdni . Szczęściem nadjeżdżający kolejny kierowca był na tyle przytomny , że nie najechał jej . Zabezpieczył i udzielił pomocy . Ten ,który udzielił jej pomocy powiedział policjantom wezwanym na miejsce , że zastanawiał się co to za szmaty czy koc leży na drodze . I dopiero, gdy wyszedł z samochodu podszedł i rozpoznał w świetle reflektorów swojego samochodu postać ludzką . Sąsiadka przechodziła długą i skomplikowaną rehabilitację po wielomiesięcznym leczeniu obrażeń, których doznała . Tkwiąc jednak od lat w toksycznym związku nie miała wsparcia najbliższych . Mąż był zajęty alkoholizowaniem się ,a syn mieszał tę substancję z narkotykami . Dlatego zaniedbane leczenie miało tak bardzo widoczne gołym okiem następstwa .
Ta kobieta nigdy nie skarżyła się jednak , nigdy nic złego nie powiedziała o swoich bliskich.
Wręcz przeciwnie zawsze mówiąc o mężu czy o dziecku , nie mówiła inaczej niż Franiu i Tadziu .
Dziecko ... - dorosły chłop . Ciekawe , że  akceptowanie przez nią tej sytuacji budziło we mnie zawsze większą irytację . Niż  pasożytnicza postawa jej najbliższych .
Już , już schodzę Panu z drogi , już nie przeszkadzam . - pomyślała, gdy usłyszała klakson - Wiem ,że się Panu śpieszy . Przepraszam , jeszcze trochę , już nie przeszkadzam . Na pewno ma Pan coś ważnego do załatwienia albo do żony , do rodziny się Pan śpieszy . Przepraszam .
Zaraz zejdę z pasów i będę mogła trochę wolniej , odpocznę . O proszę- jaka piękna dziewczyna . Jaka elegancka . Uśmiechnęła się do mijanej mimo , bólu jaki sprawiał jej każdy krok .
Choć tamta nie patrzyła w jej stronę . 
A Ty - skąd patrzyłeś ?

środa, 6 lipca 2016

Waga Drobnego

Zdarza się , że kupuję w markecie . Pewnie wiecie, bo wspomniałem o tym już kiedyś, lecz w innym kontekście . Kilka dni temu byłem w takim sklepie , tym razem z AGD .
Nie , nie podam nazwy nie zapłacili mi za to ...
Pojechałem odebrać odkurzacz, który zamówiła moja żona . Mały(nazywany tez samochodowym) podręczny sprzęt taki, który szybko rozprawi się z drobnym miejscowym bałaganem . Dzięki któremu unikniemy za każdym razem rozkładania dużego wodnego odkurzacza , używanego do generalnego sprzątania .
Wchodzę sprężystym krokiem do sklepu , na wprost około dziesięciu metrów od wejścia stoi wysoki na półtora metra kontuar .
Za nim - młody , sprzedawca , krótko ostrzyżony blondyn , dwadzieścia sześć, może siedem lat .
Służbowa koszula i mam wrażenie , że także uśmiech .
Wita mnie, co odwzajemniam . On nie pozwolił mi rozpocząć konwersacji, lecz pierwszy zapytał .
- W czym mogę Panu pomóc ? - Ja na to .
- Otóż moja żona zamówiła odkurzacz i otrzymała wiadomość sms-em, że jest do odbioru ,
   więc jestem.
- A tak! już kojarzę , mam go tutaj . - Położył na ladzie pudełko kartonowe wielkości , jak na buty. Kolorowe z rysunkiem przedstawiającym gotowe do pracy urządzenie .
Sprzedawca sprawnie rozpakował zawartość , złożył ,zaprezentował ,że działa . I równie zgrabnie poskładał wszystko z powrotem. Przebiegło mi przez myśl ,że chyba to ćwiczył zanim przyszedłem .
-W porządku . Ile płacę ?
-Sto dziewięćdziesiąt cztery złote dziewięćdziesiąt dziewięć groszy . - Miałem już w ręku   
      przygotowany portfel wyjąłem z niego dwa banknoty stu złotowe i kładąc na ladzie przed
      obsługującym mnie mężczyzną powiedziałem .
- Proszę . - Wziął banknoty w lewą dłoń, a prawą szperał w szufladzie z gotówką , po sekundzie
       odezwał się .
- Czy mogę być Panu jeden grosz winny ?
Nie wiem czy było widać , że ,, zawiesiłem się” na sekundę .
Mam kolegów, zapewne nie stanowię w tej kwestii wyjątku . Pomyślałem sobie o człowieku, którego znam już lata . Dusza człowiek - tak się mówi . Wacek- mój rówieśnik -razem kończyliśmy szkołę średnią . Ma dziś tak samo jak ja „bujną” fryzurę , obaj jesteśmy średniego wzrostu . Z taką tylko różnicą , że ja mam kaloryfer, a on bojler (wiecie gdzie...).W młodości razem nakręciliśmy mnóstwo kilometrów rowerami . Chodziliśmy razem na imprezy . Mamy wspólne wspomnienia .
I to wszystko...
A teraz obaj mamy rodziny,różne pasje ,różne priorytety. Czasem Wacek wpada coś pożyczyć wiertarkę , czy jakieś klucze . Przy tej okazji wypije filiżankę kawy czy herbaty i przegryzie to czymś słodkim .
Opowie też co go znów na własną prośbę przykrego spotkało . Ma Wacek taką przypadłość ,
że zaniedbuje wiele drobiazgów . To prowadzi do nawarstwiania się na przykład zobowiązań finansowych . Oto czym się ostatnio ze mną podzielił . Mianowicie zdarzyło mu się otrzymać mandat za złe parkowanie , bo on tylko „na chwilę” i już odjeżdża . Ok tyle , że jak wszedł na pocztę, pod którą zostawił auto okazało się , że jest kolejka i tych kilka minut wystarczyło, aby straż miejska zostawiała mu „pozdrowienia „ . To był niestety dopiero początek, bo stwierdził ,iż nie wróci na pocztę . Bo będzie znów musiał stanąć w kolejce . A on jest już spóźniony, gdyż ma odebrać dziecko z zajęć sportowych . Zapłaci to innym razem .
Tylko , że jak wrócił do domu odłożył kwit mandatu gdzieś , a może zostawił w samochodzie ?
A potem nawał wielu innych spraw spowodował , że w ogóle przestał myśleć i pamiętać o tym mandacie .
Aż do momentu ,gdy po miesiącu przyszedł do niego list od komornika i zamiast pięćdziesięciu złotych za złe parkowanie , miał zapłacić dodatkowo koszty egzekucji komorniczej - drugie tyle .
Ale nie miał w tym momencie środków, aby to uregulować . Zadzwonił więc do kancelarii komornika i poinformował , iż może to zapłacić dopiero tydzień później po wskazanym w korespondencji terminie . Pani która rozmawiała z nim przez telefon poinformowała , że jest możliwe odroczenie . Natomiast musi w tym terminie złożyć u nich oficjalnie pismo z taką informacją ,aby nie doszły dodatkowe koszty . Gdy Wacek odłożył słuchawkę poczuł ulgę tak dużą ,że o składaniu jakiegokolwiek pisma już nie myślał . Zapłacił w końcu mandat obarczony dodatkowymi kosztami . I jakie było jego zdziwienie gdy tego samego dnia w którym zapłacił odebrał kolejną korespondencje od komornika , z kolejną informacją . Mianowicie nie opłacenie we wskazanym terminie mandatu i kosztów spowodowało naliczenie dodatkowych trzydziestu pięciu złotych . Ale przecież rozmawiał przez telefon i ta pani , ta pani… no tak miał złożyć pismo .
Zapewne wielu z nas zdarzy się coś tego typu raz po raz .
Natomiast Wacek robi to ustawicznie . Odnoszę wrażenie , że ćwiczy się w takim podejściu do życia .
Bo widzę , że takie sytuacje systematycznie się w jego życiu powtarzają .
Na różnych płaszczyznach .
Powtarza się to , że zaniedbany drobiazg owocuje nawarstwianiem się kolejnych .
A przez to ich urastaniem do rangi problemów . Nasze życie składa się z sumy wielu drobiazgów . Spektakularne wydarzenia są najczęściej wypadkową kilku , kilkunastu drobniejszych zdarzeń .
Można jednak ćwiczyć różne podejście do drobiazgów w naszym życiu .
- Nie mogę pozwolić , aby czuł się Pan wobec mnie w jakikolwiek sposób winny .
Zapłaciłem kartą .

czwartek, 30 czerwca 2016

Dwie drogi




Dawno , dawno temu . Było sobie królestwo Change .
Żyło się tam mieszkańcom wygodnie i dostatnio .
Dostatek Change pochodził głównie z korzystnej wymiany dóbr z innymi krainami , gdyż samo Change nie posiadało wcale nadmiaru bogactw naturalnych . Nie było więc nic co sprawiałoby wrażenie , że kraj ten jest szczególnie wyróżniony przez Boga .
Jeśli czegoś nie posiadali w Change , to starali się to korzystnie nabyć . W taki czy … inny sposób ;) wejść w posiadanie .
Mieli największą flotę statków handlowych w okolicy . Zwozili więc z zamorskich posiadłości zioła i przyprawy ,których nie można było nigdzie indziej pozyskać . Budziło to podziw i zazdrość mieszkańców, i władców sąsiednich krajów .
Z bogatym sąsiadem każdy się liczył i chciał się na nim wzorować , w budowaniu dostatku .
Król Change nie raz podejmował przy biesiadnym stole władców ościennych państw .
Zdarzyło się , że po skosztowaniu już wielu różnych „ziół” , gość zapytał władcę Change
– Jak to zrobić żeby i moje królestwo tak rozkwitało ? Sprytny władca Change zwietrzył tu świetny interes .
Podporządkuję sobie ościenne kraje , nie walcząc z nimi , a oferując im pomoc - pomyślał .
A przecież zawsze taniej się układać , niż wojować . Zaproponował sprzedaż licencji na zarządzanie krajem swoim sąsiadom .
I... znaleźli się chętni przystąpić do takiego układu , dzięki czemu dostatek w Change wzrósł, gdyż
opłaty licencyjne zasiliły skarbiec królestwa . U sąsiadów zrobiło się kolorowo i wesoło bowiem
wszystko co nowe było wprowadzane w atmosferze festynu .
Władcy i mieszkańcy kolejnych krain podziwiali to jak przyjemnie się żyje na licencji . Pragnący takiego dobrobytu włodarze kolejnych krain udawali się do Change . Składali dary władcy i podejmowali rozmowy o zakupie licencji .
Skoro więc zaczęli się sami zgłaszać klienci , chciwość przysłoniła rozsądek władcy Change .
Skoro są kolejni chętni stwierdził , to teraz może podnieść opłatę licencyjną . Dzięki wyższym
wpływom mógł rozbudować administrację aby ułatwić sobie zarządzanie . Poza tym skoro tyle
krajów zdecydowało się powierzyć mu swe losy , tylu ludzi żyje według reguł przez niego
ustalonych . Nie może mieszkać w byle pałacu . Zarządził więc budowę super pałacu . Aby to
sfinansować znów nieznacznie podniesiono cenę licencji . W tym samym czasie w krajach które
jako pierwsze zakupiły licencje , atmosfera festynu wygasła . Ludność tych krajów przypomniała
sobie stare porzekadło „ Od myszy po cesarza każdy żyje z gospodarza „. Jeśli nie ma produkcji ,
uprawy ,hodowli to z samego handlu chleba się nie wytworzy . Nastroje euforyczne wygasły .
Pojawiła się refleksja w sytuacji, gdy koszty funkcjonowania w systemie rosły , a uczestnictwo nie
przynosiło już rozwoju , skłaniała do opuszczenia zrzeszenia .
Był tylko jeden problem w szalonym optymizmie , gdy powstawał sojusz , nikomu nie przyszło do głowy , że się ktokolwiek będzie chciał wycofać ze współpracy . A Change nie mogło sobie pozwolić na utratę wpływów finansowych i prestiżu przewodzenia tylu krajom .
Zatem aby się nie wykruszył któryś z elementów systemu władca Change zarządził - spryciula . Odwracając uwagę gawiedzi od właściwego problemu . Teraz już nie tylko gospodarkę, lecz obyczaj i tradycję będziemy up...odabniać . Znów na jakiś czas atmosfera festynu zapanowała na obszarze porozumienia .
Ludziom, gdy brakowało chleba trzeba było choć igrzysk .
Zabawy pod hasłem „Poznajmy swoje inności „  były organizowane od południa do północy od wschodu po zachód .
Ludność bawiła się świetnie – a władca Change miał tylko jeden problem . Jak i jakie kolejne
atrakcje aplikować obywatelom zrzeszenia .
Tak, aby im nie przyszło do głowy , zastanawiać się kto za nie wszystkie płaci .
Aż przyszedł dzień , gdy przed władcą Change stanął już tak duży dylemat z którym nie potrafił
sobie poradzić .
Brakowało już chętnych do zrzeszenia . Natomiast dotychczasowi uczestnicy porozumienia nie zgadzali się na nowe obciążenia ...
Mówi się , że zawsze są dwie drogi .Dwa wyjścia. Czasem jest tak , że mamy do wyboru drogę łatwą lub drugą wymagającą wiele wysiłku . Nie dopuszczamy do siebie czasem w ogóle możliwości podjęcia trudu pójścia wymagającą drogą . I wtedy mówimy , że nie mamy wyjścia . Często nawet nie wynika to lenistwa . Nie oszukujmy się jak mamy do wyboru postać , to wolimy poleżeć .
Czasem też po prostu zbyt wiele spraw przesłania nam jasny ogląd sytuacji , dlatego wybieramy to co jest dostrzegalne i atrakcyjne , nie to co ważniejsze czy wartościowsze .
Poza tym boimy się nieznanego i tego ,że trzeba się będzie dostosować do nowych warunków . Strach przed pójściem własną drogą .
A bez zmian nie ma rozwoju .
Jak skończyła się historja o królestwie Change ? Upadało pokonane przez sąsiadów tych na pozór mniejszych i słabszych , gdy skostniało i zrobiło się „odporne” na zmiany :-( .
Czy też król porzucił chciwość i wprowadził zmiany służące faktycznie obywatelom .
Sami wybierzcie iluzję lub faktyczną pracę . Takie będzie Wasze zakończenie .
Bo w każdej bajce jest ponoć ziarnko prawdy ….

środa, 22 czerwca 2016

Wspomnienie

Mieszkam już od dwudziestu sześciu lat w Ostrowie . Pierwsze piętnaście lat życia mieszkałem z rodzicami w mieście oddalonym o dwadzieścia pięć kilometrów , w Kaliszu .
Zdarza się czasami , że przejeżdżam obok miejsca, gdzie spędziłem pierwsze piętnaście lat swojego życia . I dziś postanowiłem wjechać na podwórko kamienicy, w której mieszkałem w dzieciństwie . Inaczej niż zwykle, gdy tylko lustrowałem fasadę i spoglądałem czy w oknach mieszkania, które kiedyś zajmowaliśmy , obecni lokatorzy stawiają kwiaty .
Wjechałem przez bramę, którą to jak pamiętam z trudem przeciskał się samochód ciężarowy z węglem . Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to na wewnątrz podwórza na oficynach tablice oznajmiające „do wyburzenia”.To spowodowało u mnie przypływ emocji, które określiłbym jako żal; to miejsce było świadkiem mojego dzieciństwa, a za kilka tygodni lub miesięcy przestanie istnieć w formie, którą zapamiętałem . Zaparkowałem i wysiadłem . Zwróciłem się w kierunku wejścia do naszego niegdysiejszego mieszkania . Na pierwsze piętro prowadzą do niego indywidualne schody, po których pokonaniu można się dostać do przedsionka . Dalej do kuchni, by z niej przejść do dwóch dalszych pomieszczeń , z których to okna wychodzą na ulicę . Od podwórka widać okno kuchni duże dwuskrzydłowe skrzynkowe, z którego drewnianych części zwisa płatkami farba popielata, bo tak zakurzona . Jeden detal , szczegół przykuł moją uwagę , obok równie biednie wyglądającego , niewielkiego okna przedsionka . Szczegół, który spowodował ,że żal zamienił się we wzruszenie . Wokół oczu poczułem mrowienie, a oddech stał się płytszy , nie bez wysiłku powstrzymałem łzy .
Gdy miałem czternaście , siedemnaście lat – taki buntowniczy wiek , było tak , że pomagałem ojcu w pracy . Od czternastego roku życia jeździłem na całe wakacje letnie i ferie zimowe do Ojca, który pracował  we Frankfurcie nad Menem i pracowałem tam z nim . Ojciec dbał o techniczną stronę ekspozycji w firmie, która importowała azjatycką „cepelię „ . Naprawiał też rzeczy, które pokonawszy dystans kilkunastu tysięcy kilometrów nie nadawały się do sprzedania, bo uległy uszkodzeniu . Mój ojciec szczupły blondyn średniego wzrostu , o niebieskich oczach ,śmialiśmy się , że jest ucieleśnieniem czystego Aryjczyka . Miał spracowane silne dłonie i mawiał , że w przeciwieństwie tych co mają dwie lewe ręce on ma do pracy dwie prawe . Takim właśnie go pamiętam . Był człowiekiem bardzo pracowitym, a przy tym bardzo dokładnym .Wręcz pedantycznym . To właśnie często we mnie młodym człowieku burzyło krew i było powodem scysji z nim . Nie potrafiłem zrozumieć po co wkładamy tyle energii , czasu , pracy w robienie czegoś co miało służyć nieraz tylko kilkanaście dni . Wielokrotnie się z nim o to spierałem i nie potrafiłem wtedy na spokojnie z nim rozmawiać . To były kłótnie , nieraz nie obywało się bez krzyków i słów za szybko wypowiedzianych, których już cofnąć nie było można . W jego oczach niebieskich nigdy jednak nie widziałem , żeby nawet w takich gorzkich momentach brakowało wyrazu troski o mnie . Nawet gdy podczas jednej z takich utarczek wykrzyczał do mnie .
  • Wszystko co robisz w życiu , rób porządnie , albo wcale .
     Nawet jak byś k....... miał być złodziejem to bądź , ale najlepszym w swoim fachu .

    Dziś gdy zobaczyłem na ścianie obok okna karmnik dla ptaków . 
    Uświadomiłem sobie , że mój ojciec zrobił go, gdy ja jeszcze nie chodziłem do szkoły.
    Miałem pięć lub sześć lat . Zatem ten drobny przedmiot wisi w tym samym miejscu już trzydzieści pięć może sześć lat .
            Bo on nie pozwalał sobie robić czegokolwiek na " pół gwizdka " .

czwartek, 16 czerwca 2016

Też tak czasem macie ?;)

Wróciłem do domu grubo po północy , do godziny pierwszej brakowało może pięciu minut . Zatem to już było dzisiaj .
Nie chciałem nikogo obudzić . Choć nie było mnie w domu tydzień i czułem , że bardzo ucieszyłbym się gdyby przywitała mnie żona , syn i nasza mała córeczka . Dziś ma dokładnie dwa miesiące i dwanaście dni . Światło nad drzwiami ukazywało bardzo dobrze drzwi w ścianie z czerwonej cegły . Otworzyłem je i wszedłem do środka . W domu było mroczno jedynie nikłe światełka w kilku miejscach pozwalały bezpiecznie rozeznać się w przestrzeni . Pomyślałem , że pewnie żona zostawiła je właśnie dla mnie . Odstawiłem walizkę w korytarzu zdjąłem marynarkę i odwiesiłem na wieszak wyzułem buty . Pomyślałem – skoro śpią nie będę ich budził .
Zostawiłem więc bagaż i po tak długiej nieobecności w domu starałem się jakby nadrobić tą nieobecność . Najbliżej była sypialnie mojego dwunastoletniego syna. Wszedłem do niej .          W nikłych promieniach światła sączących się z korytarza , widziałem tylko zarys jego szczupłej sylwetki . Przykryty kołdrą, spod której wystawał bark i czupryna , w tym świetle nie było widać ,że ma włosy w kolorze ciemnego blondu . Leżał na boku, zwrócony plecami do wejścia . Podszedłem i położyłem dłoń na jego głowie , pogładziłem i uśmiech na mojej twarzy pojawił się sam .
Zostawiłem go tak spokojnie śpiącego, jak tylko może spać człowiek o sumieniu czystym niczym woda w górskim potoku i ruszyłem do naszej małżeńskiej sypialni . Wyszedłem z pokoju syna i skręciłem w prawo , siedem metrów korytarzem i będę na miejscu . Dziesięć kroków , dziewięć , sześć , cztery ,dwa jestem .
Pod przeciwległą od wejścia ścianą  nasze wielkie małżeńskie łózko dwa na dwa metry .Metr w lewo na całej ścianie szafa . A na prawo zaledwie na odległość wyciągniętej ręki od naszego , dziecięce łóżeczko .
Tu w sypialni jest jaśniej, świeci tu lampka dająca mdłe światło . Mamy ją zapaloną całą noc, aby w każdym momencie móc widzieć nasze kilkunastotygodniowe dziecko . Moja żona śpi , jej spokojna ładna twarz , kasztanowe włosy ramiona w granatowej koszulce , wystają ponad kołdrę . Kontrastują z mlecznym kolorem pościeli . Podchodzę i nachylam się całuję jej włosy, delikatnie,aby nie spłoszyć spokojnego snu jaki ją spowija . Prostuję się i odwracam do łóżeczka naszego maleństwa pochylam się i … zamieram .
Może niektórych z was także kiedyś coś takiego spotkało . Byłem cały tydzień , siedem bitych dni na szkoleniu z komunikacji . Spotkałem tam kilkanaście osób z różnych stron, zajmujących się różnymi dziedzinami życia . Każda miała inną historię i każda miała swoje przysłowiowe Westerplatte .
Rozmawialiśmy i zaprzyjaźnialiśmy się . Dyskutowaliśmy i spieraliśmy znajdując wspólne mianowniki . Po całodniowych szkoleniach byliśmy zmęczeni, ale i zadowoleni , z tego ,że jesteśmy bliżej swojego lepszego ja . Bliżej lepszej wersji samego siebie .
To spowodowało , iż oderwaliśmy się od rzeczywistości, naszej codzienności , naszych obowiązków nawyków , pracy ,  ale i zżyty z pozostałymi .
Wszyscy, ale to wszyscy, wymienili ze sobą kontakty .
Wystarczył tydzień , a moja córka zmieniła się nie do poznania , większa, rysy na jej małej ślicznej twarzy nabrały wyrazistości.
Było mi przykro ,że nie byłem przez tydzień z nią . Gdybym był jednak na miejscu, i na co dzień ją obserwował, nie zauważyłbym tego .
Czasem trzeba na chwilę spuścić coś z oka , aby dostrzec zmiany . 
  Docenić proces zmian .

środa, 8 czerwca 2016

Malowana trawa


Przyszedł facet do lekarza i mówi – Panie doktorze jak robię tak , to mnie boli . Lekarz bardzo poważnym tonem odparł – To niech pan tak nie robi .
Spotkałem się w życiu wielokrotnie z takim objawowym leczeniem .
Wielokrotnie na różnych płaszczyznach nie dotyczyło to tylko kontaktu ze służbą zdrowia .
Kiedyś dokupowałem do swojej posesji od sąsiada kawałek gruntu . Przy tej okazji geodeta dopatrzył się ,że mamy kilka centymetrów przesunięty płot w działkę drugiego z sąsiadów .
  • Nie ma problemu – stwierdził sąsiad którego ta szkoda dotyczyła . Ja jednak stwierdziłem ,że nie zostawię tak sprawy i uzgodniłem z tym człowiekiem odkup tego kawałeczka w sumie kilku metrów kwadratowych. Wyleczyłem sprawę a nie „zamalowałem” tylko kolokwialnie mówiąc „opierając temat o flaszkę „
Koszty administracyjne wyniosły kilkadziesiąt razy więcej niż zapłaciłem za sam przedmiot transakcji . Dało mi jednak komfort psychiczny i pozwoliło po kilku latach sprzedać całą posesję ,
bez żadnego lawirowania , krętactwa , na słowo albo zatajając stan faktyczny .
Za to dziadkowie mojej żony postawili płot tak mniej więcej kilkadziesiąt lat temu żeby przypadkiem nie wejść w szkodę na sąsiada posesje . A jak przyszło do przepisania własności dzieciom . Nie dało się ominąć tym razem uczestnictwa geodety . I okazało się ,że po tylu latach nawet drogą sądową , nie udało się odzyskać swojej własności . Od której się sami przecież odgrodzili .
Mimo tego nawet , że uczciwie płacili przez wszystkie te lata wynikające z tego podatki .A i jeszcze ponieśli spore koszty próbując wyprostować sprawy na drodze prawnej . Odbiła się czkawką , niegdysiejsza oszczędność – nie najmowania geodety .
Kiedyś gdy dystrybuowałem materiały budowlane spotykałem się często z takim podejściem klientów , że na wykwity wilgoci w domu stosowali … zakrycie ściany lub sufitu panelami .
A , że do pomieszczenia „mokrego” łazienka czy kuchnia to oczywiście PCV .
To właśnie ta przysłowiowa malowana trawa .
Metoda skuteczna jedynie wizualnie , doskonałe maskowanie . Jednakże takie działanie powoduje nawarstwienie problemów , gdyż skraplająca się pomiędzy warstwami para wodna stwarza doskonałe warunki do rozrostu pleśni i zamiast problem wyrugować , potęguje się go . I witaj alergio , witaj astmo !
Nasze środowisko w którym żyjemy rodzina , grono znajomych , współpracownicy . Tam też możemy zaobserwować objawowe „leczenie” problemów a za kilka tygodni , miesięcy czy lat następuje tąpnięcie . Rozwód , obrażanie się aż do zerwania kontaktów , albo powstaje toksyczna sytuacja w pracy prowadząca do nerwic czy depresji .
Nie twierdzę ,że zakończenie jakiejś znajomości nie jest czasem lepsze niż tkwienie w sytuacji toksycznej . Pytanie co doprowadziło do tego ,że sytuacja stała się toksyczną ?
Może kiedyś zabrakło asertywności którejś ze stron . Potem brakło śmiałości czy siły aby upomnieć się o swoje racje .
Różne są sytuacje w życiu i tak naprawdę trudno znaleźć dwie identyczne . Twierdzę wręcz , że ilu jest ludzi na świecie tyle jest religii .
Ja też mam na koncie kilka skończonych znajomości . Po co utrzymywać na siłę relacje które nas niszczą .
Jeśli nie utrzymujemy z kimś kontaktu to też wywieramy oddziaływanie na tego kogoś .
Nasze środowisko nasza sprawa , to nasz dobrze rozumiany egoizm .
Nie będzie szczęśliwy ten kto będzie się „gimnastykował” dla innych przyjmował za innych trudy , brudy .
Swoje życie oddając innym i oczekując w zamian rewanżu możesz się mocno rozczarować . Jeśli uczynisz to bez oczekiwań, bezwarunkowo z „czystego serca” nie zawiedziesz się nie otrzymawszy w zamian jakiejkolwiek wdzięczności . A nasz świat jest jak system naczyń połączonych , nie ma w nim próżni . I tak wróci do Ciebie to czym sam „obdarowujesz” . Zatem powierzchowne działanie przyniesie tylko wizualny efekt .
Jeśli sięgniesz do źródła usuniesz przyczynę a nie zadziałasz tylko na skutek problemu .
To co nie widoczne jest ważniejsze wszak z tego wynika to co widzisz .
Jeśli widzisz owoc , załóżmy jabłko – czerwone , błyszczące nasuwa się myśl smaczne ?
Nie przyjdzie Ci na myśl wtedy jakie było ziarno . A jakie musiało być, aby ten owoc był dobry ?
Ziarno musi być dobrej jakości gleba żyzna a szkodniki wytępione .
Skupiając się tylko na efekcie końcowym na owocu a pomijając potrzebne do jego wyhodowania czynniki , wpadamy w pułapkę – „objawowego leczenia” .
Moja ulubiona część – paradoksy .
Dając - nie oczekuj – bo zatruwasz ziarno które siejesz .
Dbaj o grunt w którym siejesz aby był żyzny . Nic nie użyźniania lepiej niż miłość .
Wytęp szkodniki (bez podtekstów proszę) – owoce Twojej pracy są dla tych których chcesz nimi obdarować , nie dla tych którzy chcą je posiąść bez Twojej zgody .
Pozbywając się chwastów ze swojego życia pamiętaj aby pozbyć się ich z korzeniem aby nie odrastały . Tylko uważaj pozbywając się chwastów abyś nie uszkodził tego co chcesz aby rozkwitło w Twoim życiu .
Trudne – bo to co wartościowe lekko nie przychodzi .
Dużo sił ...