czwartek, 27 kwietnia 2017

PORNOGRAFICZNE ULICE!?!


Kiedyś nie umiałem się uśmiechać!
Nie potrafiłem, ułożyć ust w uśmiech to było dla mnie nienaturalne. Przedtem, gdy widziałem, uśmiechniętych ludzi zastanawiałem się, z czego się tak cieszą? A może ze mnie się podśmiewają?
I jeszcze mnóstwo innych w sumie głupich myśli zaprzątało mi głowę. To był efekt niskiego poczucia własnej wartości, braku pewności siebie, zapewne braku akceptacji siebie samego.
Życia podporządkowanego...
Na szczęście te czasy mam za sobą. Uf... Wraz z przemianą mojego wnętrza zadziała się w sposób naturalny zmiana mojej powierzchowności. Teraz nie zastanawiam się jak się uśmiechnąć do zdjęcia? Bo teraz, to naturalny dla mnie stan. Teraz, to ludzie, którzy się nie uśmiechają, zwracają moją uwagę. Bo brak uśmiechu to dla mnie teraz stan nienaturalny.
Dziś jadąc samochodem przez miasto, mijałem stoisko Świadków Jehowy. Jako że musiałem, się zatrzymać przed sygnalizacją mogłem się im chwilę przyjrzeć. Był ciepły dzień mężczyzna blondyn stojący przy stojaku z ich broszurami. Ubrany był w białą koszulę i ciemne spodnie na kant. Obok stała jego towarzyszka w grafitowej sukience czarnych rajstopach i czarnych trzewikach. Dodać do tego jej czarny kolor włosów. Żałobny strój. Chociaż światło zmieniło się na zielone, mogłem więc pojechać w swoją stronę. Wjechałem w osiedlową uliczkę, przy której mieszka mój klient. Miałem mu tylko podać dokument, w razie, gdybym nikogo nie zastał, miałem go wrzucić do skrzynki na listy. Co za przypadek? Chodnikiem kilka domów od posesji mojego klienta widzę, idzie para.
Na oko oboje około trzydziestki. Oboje w szaro granatowych strojach. Ona w spódniczce granatowej do szarych rajstop i czarnego żakietu. On w granatowych spodniach i grafitowej kurtce.
W rękach on miał broszury ona książkę. Znowu Świadkowie przemknęło mi przez myśl.
Zatrzymałem się przy domu klienta i wysiadłem z samochodu. Podszedłem do zielonej metalowej furtki wkomponowanej w ogrodzenie z drucianej siatki. Za którą żywopłot tworzył nieprzeniknioną ścianę. Nacisnąłem na klamkę zamknięte. Na słupku przy furtce znajdował się dzwonek, zadzwoniłem. Czekam, trzydzieści sekund, nic, kolejną minutę, nic. Czekałem kolejne pół minuty i zadzwoniłem ponownie. Kolejna minuta oczekiwania nic. Ok na furtce znajdowała się skrzynka na listy także w kolorze zieleni. Wsunąłem do jej wnętrza dokument, który przywiozłem. Odwróciłem się i zmierzałem do samochodu. Dostrzegłem kontem oka, że już tylko kilkanaście kroków ode mnie jest ta dwójka smutnych ludzi, których mijałem chwilę wcześniej. Szli, a na ich twarzach miny jakby nieśli wieści o czymś gorszym niż koniec świata. Nie no nie wytrzymałem, zatrzymałem się. Poczekałem, aż zbliżyli się na około dwa metry do mnie. I odezwałem się wtedy do nich- Witam czy Państwo niosą dobrą nowinę.- Ich miny zmieniły się ze smutnych w zdziwione. I po ułamku sekundy skonsternowania odpowiedzieli chóralnie niepewnymi głosy.- Tak... - To dlaczego niosąc dobrą nowinę macie smutne miny? - Ich twarze obrazowały teraz jeszcze większe zdziwienie.
Zig Ziglar dla wielu autorytet w kwestii sprzedaży. Człowiek niewątpliwie godny naśladowania jako etyczny i skuteczny sprzedawca. Bardzo rodzinny, ciepły sympatyczny człowiek.
W jednej ze swoich książek zawarł taką myśl.
„Jeśli wyszedłbym z domu bez uśmiechu, to tak jakbym wyszedł bez ubrania”.
Ja mam wrażenie, że nasze ulice są bardzo pornograficzne-pełne nieubranych ludzi.
A gdy widzę ludzi, którzy mają mnie do czegoś zachęcić, a swoją powierzchownością mnie odstraszają...
To myślę, że przydałyby im się korepetycje. Zapraszam :)


środa, 5 kwietnia 2017

ŁATWE ŻYCIE !?!


W ostatnim artykule wspomniałem, że pokażę przykład tego, jak trudności mogą przełożyć się na motywację. Oto on:

Miejsce akcji: Miasto w Polsce około trzydziestu tysięcy mieszkańców.

Czas: Od roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego do dziś.

Występują: Zmienię ich imiona, gdyż to prawdziwe postacie. Załóżmy Adam i Bartek.

W tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym roku przychodzą na świat, obaj bohaterowie mieszkają nawet niedaleko od siebie. Ojciec Adama to urzędnik mama nauczycielka. 
Rodzice Bartka rodzice pracowali fizycznie.

Każdy z nich ma młodszego brata. Obaj przyszli na świat w pełnych rodzinach.

Niestety Bartka ojciec zachorował i zmarł, gdy ten skończył zaledwie podstawówkę. Zatem, aby się szybko usamodzielnić i wesprzeć matkę poszedł do szkoły zawodowej. A gdy tylko nadarzała się okazja, imał się różnych zajęć, aby też jakiś grosz zarobić. W końcu znalazł stałe miejsce zatrudnienia, w sklepie którego właścicielem był daleki krewny.
Adam nie miał takich doświadczeń. Po zajęciach w liceum, w którym nauka szła mu bardzo dobrze, mógł się oddawać swoim pasją. Grze w piłkę, słuchaniu muzyki, flirtowaniu z dziewczynami.
Rok rocznie wyjeżdżał na wakacje z rodzicami. A troski, które zaprzątały jego głowę, podobne były do tych, które absorbowały większość jego rówieśników.

Bartek zakończył edukację w zawodówce i poszedł do technikum wieczorowego. Cały czas równocześnie pracując, awansował. W wieku osiemnastu lat został kierownikiem sklepu. Był jednak głodny czegoś więcej, rozpoczął studia zaoczne. Cały czas pracował w tym samym sklepie.
Adam ukończył liceum i wyjechał na studia dzienne do Wrocławia. Pracował tam wieczorami i w weekendy jako sprzedawca w galerii handlowej, gdyż pieniądze od rodziców nie starczałyby poimprezować. Zaliczał kolejne... egzaminy, aż ukończył studia z tytułem magistra.

Bartek założył własny sklep i... zbankrutował!!! Zakończył więc edukację z tytułem inżyniera. Zatrudnił się w korporacji. Został przedstawicielem handlowym. Adam miał tytuł i wiedzę, która nie była rozchwytywana na rynku pracy. Wrócił po studiach do swojego rodzinnego miasta i szukał pracy. Po wielotygodniowych poszukiwaniach zaczął pracować jako sprzedawca w markecie.

Bartek poznawał konstrukcję dużej firmy od środka zafascynowany nowym środowiskiem. Poznawał mechanizmy, których nie miał szans poznać, gdy pracował w lokalnym sklepiku. Awansował w firmie, która go zatrudniała. Ożenił się, pojawiły się dzieci. Adam też się ożenił. Nie był jednak zadowolony z zajęcia, które wykonywał, więc zmienił pracę, a bardziej pracodawcę. Zajęcie, które wykonywał, raczej nie różniło się od poprzedniego.

Rok dwa tysiące piąty.
Bartek nauczył się wielu rzeczy, które uznał za wartościowe. Odłożył trochę pieniędzy, bo w korporacji zarabiał niezgorzej. I otworzył kolejny własny biznes. Który tym razem prosperował przyzwoicie.
Adam też chciał poprawić swój los i zarabiać sensowne pieniądze, pojawiło się dziecko. Zmienił więc... pracodawcę po raz kolejny. Wtedy go poznałem. I usłyszałem o krwiopijcy, od którego Adam wynajmuje mieszkanie. I o tym, że oprócz tego domu, w którym Adam mieszka, to ten człowiek ma jeszcze kilka domów i sklepów. I jeszcze nie wiadomo, czym się zajmuje. Jeździ luksusowym samochodem. I jak jakieś wydarzenia kulturalne się dzieją, w ich mieście to oczywiście czyj baner reklamowy jako sponsora wisi? -Mówił to z pretensją i pogardą. Żalił się, że jak nie ureguluje czynszu zgodnie z terminem na umowie, to za dwa dni ma już monit w skrzynce na listy. Tyle ma. A taki wyliczony jest! A jego żona i dzieci...

Rok dwa tysiące piętnasty.
Przez podobne zainteresowania poznałem człowieka, od którego Adam wynajmował mieszkanie.
Gdy się bliżej poznaliśmy, opowiedział mi, jak to nabywał doświadczeń w biznesie. Jakim to trudem wysiłkiem i wyrzeczeniami okupił, ażeby osiągnąć, taki styl życia, jaki ma teraz. I o tym, że nie był mu łatwo, bo gdy miał zaledwie kilkanaście lat stracił ojca. A pierwszy sklep jaki założył zbankrutował po pół roku działalności. Zapytałem Bartka o Adama, nie zna go osobiście i nie kojarzy, bo ma osobę, która się zajmuje administracją jego nieruchomościami.
A Adam zna, Ciebie bardzo dobrze — przyszło mi na myśl, ale nie powiedziałem tego.
Bartek opowiadał mi, jak najbliższe mu osoby odradzały mu podejmowanie kroków, które go zaprowadziły tu, gdzie jest teraz. Mama, brat, potem jeszcze żona odradzała zakładanie własnego biznesu. Wszyscy radzili pozostanie trybem w korporacji.
Zapytałem, co Ciebie tak nakręciło, że się wciąż „wspinasz” w swoim biznesie i w życiu.
Usłyszałem w odpowiedzi – Cały czas chcę swoje życie czynić łatwiejszym i lepszym.
A trudności, jakie po drodze Ciebie spotykają?- Zapytałem. No, właśnie gdy mnie spotyka jakaś trudność, to traktuję ją jako kolejny stopień wtajemniczenia. Kolejny krok w drodze do wiedzy.
Nie wiem wszystkiego, może ktoś wie. Ja nie. Jestem pewien, że wiem więcej niż gdybym nie zrobił tych wszystkich rzeczy, które zrobiłem. I nie miałbym tej mądrości i pokory, którą mam.
Wszystkie te trudne rzeczy, które mnie spotkały, są fundamentem tego, kim dziś jestem.

www.czaszmian.net