Wróciłem do domu grubo po północy ,
do godziny pierwszej brakowało może pięciu minut . Zatem to już było dzisiaj .
Nie chciałem nikogo obudzić . Choć
nie było mnie w domu tydzień i czułem , że bardzo ucieszyłbym
się gdyby przywitała mnie żona , syn i nasza mała córeczka .
Dziś ma dokładnie dwa miesiące i dwanaście dni . Światło nad
drzwiami ukazywało bardzo dobrze drzwi w ścianie z czerwonej cegły
. Otworzyłem je i wszedłem do środka . W domu było mroczno
jedynie nikłe światełka w kilku miejscach pozwalały bezpiecznie
rozeznać się w przestrzeni . Pomyślałem , że pewnie żona
zostawiła je właśnie dla mnie . Odstawiłem walizkę w korytarzu
zdjąłem marynarkę i odwiesiłem na wieszak wyzułem buty .
Pomyślałem – skoro śpią nie będę ich budził .
Zostawiłem więc bagaż i po tak
długiej nieobecności w domu starałem się jakby nadrobić tą
nieobecność . Najbliżej była sypialnie mojego dwunastoletniego syna. Wszedłem do
niej . W nikłych promieniach światła sączących się z korytarza
, widziałem tylko zarys jego szczupłej sylwetki . Przykryty kołdrą,
spod której wystawał bark i czupryna , w tym świetle nie było
widać ,że ma włosy w kolorze ciemnego blondu . Leżał na boku,
zwrócony plecami do wejścia . Podszedłem i położyłem dłoń na
jego głowie , pogładziłem i uśmiech na mojej twarzy pojawił się
sam .
Zostawiłem go tak spokojnie śpiącego,
jak tylko może spać człowiek o sumieniu czystym niczym woda w górskim potoku i ruszyłem
do naszej małżeńskiej sypialni . Wyszedłem z pokoju syna i
skręciłem w prawo , siedem metrów korytarzem i będę na miejscu
. Dziesięć kroków , dziewięć , sześć , cztery ,dwa jestem .
Pod przeciwległą od wejścia ścianą
nasze wielkie małżeńskie łózko dwa na dwa metry .Metr w lewo na całej ścianie szafa . A na prawo zaledwie na odległość wyciągniętej ręki od naszego
, dziecięce łóżeczko .
Tu w sypialni jest jaśniej, świeci tu
lampka dająca mdłe światło . Mamy ją zapaloną całą noc, aby w
każdym momencie móc widzieć nasze kilkunastotygodniowe dziecko . Moja
żona śpi , jej spokojna ładna twarz , kasztanowe włosy ramiona w
granatowej koszulce , wystają ponad kołdrę . Kontrastują z
mlecznym kolorem pościeli . Podchodzę i nachylam się całuję jej
włosy, delikatnie,aby nie spłoszyć spokojnego snu jaki ją spowija
. Prostuję się i odwracam do łóżeczka naszego maleństwa
pochylam się i … zamieram .
Może niektórych z was także kiedyś
coś takiego spotkało . Byłem cały tydzień , siedem bitych dni na
szkoleniu z komunikacji . Spotkałem tam kilkanaście osób z różnych
stron, zajmujących się różnymi dziedzinami życia . Każda miała
inną historię i każda miała swoje przysłowiowe Westerplatte .
Rozmawialiśmy i zaprzyjaźnialiśmy
się . Dyskutowaliśmy i spieraliśmy znajdując wspólne mianowniki
. Po całodniowych szkoleniach byliśmy zmęczeni, ale i zadowoleni ,
z tego ,że jesteśmy bliżej swojego lepszego ja . Bliżej lepszej
wersji samego siebie .
To spowodowało , iż oderwaliśmy się
od rzeczywistości, naszej codzienności , naszych obowiązków
nawyków , pracy , ale i
zżyty z pozostałymi .
Wszyscy, ale to wszyscy, wymienili ze
sobą kontakty .
Wystarczył tydzień , a moja córka
zmieniła się nie do poznania , większa, rysy na jej
małej ślicznej twarzy nabrały wyrazistości.
Było mi przykro ,że nie byłem przez tydzień z nią . Gdybym był jednak na miejscu, i na co dzień ją
obserwował, nie zauważyłbym tego .
Czasem trzeba na chwilę spuścić
coś z oka , aby dostrzec zmiany .
Docenić proces zmian .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz