czwartek, 30 czerwca 2016
Dwie drogi
Dawno , dawno temu . Było sobie królestwo Change .
Żyło się tam mieszkańcom wygodnie i dostatnio .
Dostatek Change pochodził głównie z korzystnej wymiany dóbr z innymi krainami , gdyż samo Change nie posiadało wcale nadmiaru bogactw naturalnych . Nie było więc nic co sprawiałoby wrażenie , że kraj ten jest szczególnie wyróżniony przez Boga .
Jeśli czegoś nie posiadali w Change , to starali się to korzystnie nabyć . W taki czy … inny sposób ;) wejść w posiadanie .
Mieli największą flotę statków handlowych w okolicy . Zwozili więc z zamorskich posiadłości zioła i przyprawy ,których nie można było nigdzie indziej pozyskać . Budziło to podziw i zazdrość mieszkańców, i władców sąsiednich krajów .
Z bogatym sąsiadem każdy się liczył i chciał się na nim wzorować , w budowaniu dostatku .
Król Change nie raz podejmował przy biesiadnym stole władców ościennych państw .
Zdarzyło się , że po skosztowaniu już wielu różnych „ziół” , gość zapytał władcę Change
– Jak to zrobić żeby i moje królestwo tak rozkwitało ? Sprytny władca Change zwietrzył tu świetny interes .
Podporządkuję sobie ościenne kraje , nie walcząc z nimi , a oferując im pomoc - pomyślał .
A przecież zawsze taniej się układać , niż wojować . Zaproponował sprzedaż licencji na zarządzanie krajem swoim sąsiadom .
I... znaleźli się chętni przystąpić do takiego układu , dzięki czemu dostatek w Change wzrósł, gdyż
opłaty licencyjne zasiliły skarbiec królestwa . U sąsiadów zrobiło się kolorowo i wesoło bowiem
wszystko co nowe było wprowadzane w atmosferze festynu .
Władcy i mieszkańcy kolejnych krain podziwiali to jak przyjemnie się żyje na licencji . Pragnący takiego dobrobytu włodarze kolejnych krain udawali się do Change . Składali dary władcy i podejmowali rozmowy o zakupie licencji .
Skoro więc zaczęli się sami zgłaszać klienci , chciwość przysłoniła rozsądek władcy Change .
Skoro są kolejni chętni stwierdził , to teraz może podnieść opłatę licencyjną . Dzięki wyższym
wpływom mógł rozbudować administrację aby ułatwić sobie zarządzanie . Poza tym skoro tyle
krajów zdecydowało się powierzyć mu swe losy , tylu ludzi żyje według reguł przez niego
ustalonych . Nie może mieszkać w byle pałacu . Zarządził więc budowę super pałacu . Aby to
sfinansować znów nieznacznie podniesiono cenę licencji . W tym samym czasie w krajach które
jako pierwsze zakupiły licencje , atmosfera festynu wygasła . Ludność tych krajów przypomniała
sobie stare porzekadło „ Od myszy po cesarza każdy żyje z gospodarza „. Jeśli nie ma produkcji ,
uprawy ,hodowli to z samego handlu chleba się nie wytworzy . Nastroje euforyczne wygasły .
Pojawiła się refleksja w sytuacji, gdy koszty funkcjonowania w systemie rosły , a uczestnictwo nie
przynosiło już rozwoju , skłaniała do opuszczenia zrzeszenia .
Był tylko jeden problem w szalonym optymizmie , gdy powstawał sojusz , nikomu nie przyszło do głowy , że się ktokolwiek będzie chciał wycofać ze współpracy . A Change nie mogło sobie pozwolić na utratę wpływów finansowych i prestiżu przewodzenia tylu krajom .
Zatem aby się nie wykruszył któryś z elementów systemu władca Change zarządził - spryciula . Odwracając uwagę gawiedzi od właściwego problemu . Teraz już nie tylko gospodarkę, lecz obyczaj i tradycję będziemy up...odabniać . Znów na jakiś czas atmosfera festynu zapanowała na obszarze porozumienia .
Ludziom, gdy brakowało chleba trzeba było choć igrzysk .
Zabawy pod hasłem „Poznajmy swoje inności „ były organizowane od południa do północy od wschodu po zachód .
Ludność bawiła się świetnie – a władca Change miał tylko jeden problem . Jak i jakie kolejne
atrakcje aplikować obywatelom zrzeszenia .
Tak, aby im nie przyszło do głowy , zastanawiać się kto za nie wszystkie płaci .
Aż przyszedł dzień , gdy przed władcą Change stanął już tak duży dylemat z którym nie potrafił
sobie poradzić .
Brakowało już chętnych do zrzeszenia . Natomiast dotychczasowi uczestnicy porozumienia nie zgadzali się na nowe obciążenia ...
Mówi się , że zawsze są dwie drogi .Dwa wyjścia. Czasem jest tak , że mamy do wyboru drogę łatwą lub drugą wymagającą wiele wysiłku . Nie dopuszczamy do siebie czasem w ogóle możliwości podjęcia trudu pójścia wymagającą drogą . I wtedy mówimy , że nie mamy wyjścia . Często nawet nie wynika to lenistwa . Nie oszukujmy się jak mamy do wyboru postać , to wolimy poleżeć .
Czasem też po prostu zbyt wiele spraw przesłania nam jasny ogląd sytuacji , dlatego wybieramy to co jest dostrzegalne i atrakcyjne , nie to co ważniejsze czy wartościowsze .
Poza tym boimy się nieznanego i tego ,że trzeba się będzie dostosować do nowych warunków . Strach przed pójściem własną drogą .
A bez zmian nie ma rozwoju .
Jak skończyła się historja o królestwie Change ? Upadało pokonane przez sąsiadów tych na pozór mniejszych i słabszych , gdy skostniało i zrobiło się „odporne” na zmiany :-( .
Czy też król porzucił chciwość i wprowadził zmiany służące faktycznie obywatelom .
Sami wybierzcie iluzję lub faktyczną pracę . Takie będzie Wasze zakończenie .
Bo w każdej bajce jest ponoć ziarnko prawdy ….
środa, 22 czerwca 2016
Wspomnienie
Mieszkam już od dwudziestu sześciu
lat w Ostrowie . Pierwsze piętnaście lat życia mieszkałem z
rodzicami w mieście oddalonym o dwadzieścia pięć kilometrów , w
Kaliszu .
Zdarza się czasami , że przejeżdżam
obok miejsca, gdzie spędziłem pierwsze piętnaście lat swojego
życia . I dziś postanowiłem wjechać na podwórko kamienicy, w
której mieszkałem w dzieciństwie . Inaczej niż zwykle, gdy tylko
lustrowałem fasadę i spoglądałem czy w oknach mieszkania, które
kiedyś zajmowaliśmy , obecni lokatorzy stawiają kwiaty .
Wjechałem przez bramę, którą to jak
pamiętam z trudem przeciskał się samochód ciężarowy z węglem .
Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to na wewnątrz podwórza na
oficynach tablice oznajmiające „do wyburzenia”.To spowodowało
u mnie przypływ emocji, które określiłbym jako żal; to miejsce
było świadkiem mojego dzieciństwa, a za kilka tygodni lub miesięcy
przestanie istnieć w formie, którą zapamiętałem . Zaparkowałem
i wysiadłem . Zwróciłem się w kierunku wejścia do naszego
niegdysiejszego mieszkania . Na pierwsze piętro prowadzą do niego
indywidualne schody, po których pokonaniu można się dostać do
przedsionka . Dalej do kuchni, by z niej przejść do
dwóch dalszych pomieszczeń , z których to okna wychodzą na ulicę . Od
podwórka widać okno kuchni duże dwuskrzydłowe skrzynkowe, z
którego drewnianych części zwisa płatkami farba popielata, bo
tak zakurzona . Jeden detal , szczegół przykuł moją uwagę ,
obok równie biednie wyglądającego , niewielkiego okna przedsionka
. Szczegół, który spowodował ,że żal zamienił się we
wzruszenie . Wokół oczu poczułem mrowienie, a oddech stał się
płytszy , nie bez wysiłku powstrzymałem łzy .
Gdy miałem czternaście , siedemnaście
lat – taki buntowniczy wiek , było tak , że pomagałem ojcu w
pracy . Od czternastego roku życia jeździłem na całe wakacje
letnie i ferie zimowe do Ojca, który pracował we Frankfurcie nad
Menem i pracowałem tam z nim . Ojciec dbał o techniczną stronę
ekspozycji w firmie, która importowała azjatycką „cepelię „ .
Naprawiał też rzeczy, które pokonawszy dystans kilkunastu tysięcy
kilometrów nie nadawały się do sprzedania, bo uległy uszkodzeniu .
Mój ojciec szczupły blondyn średniego wzrostu , o niebieskich
oczach ,śmialiśmy się , że jest ucieleśnieniem czystego
Aryjczyka . Miał spracowane silne dłonie i mawiał , że w
przeciwieństwie tych co mają dwie lewe ręce on ma do pracy dwie
prawe . Takim właśnie go pamiętam . Był człowiekiem bardzo
pracowitym, a przy tym bardzo dokładnym .Wręcz pedantycznym . To
właśnie często we mnie młodym człowieku burzyło krew i było
powodem scysji z nim . Nie potrafiłem zrozumieć po co wkładamy
tyle energii , czasu , pracy w robienie czegoś co miało służyć
nieraz tylko kilkanaście dni . Wielokrotnie się z nim o to
spierałem i nie potrafiłem wtedy na spokojnie z nim rozmawiać . To
były kłótnie , nieraz nie obywało się bez krzyków i słów za
szybko wypowiedzianych, których już cofnąć nie było można . W
jego oczach niebieskich nigdy jednak nie widziałem , żeby nawet w
takich gorzkich momentach brakowało wyrazu troski o mnie . Nawet gdy
podczas jednej z takich utarczek wykrzyczał do mnie .
- Wszystko co robisz w życiu , rób porządnie , albo wcale .Nawet jak byś k....... miał być złodziejem to bądź , ale najlepszym w swoim fachu .Dziś gdy zobaczyłem na ścianie obok okna karmnik dla ptaków .
Uświadomiłem sobie , że mój ojciec zrobił go, gdy ja jeszcze nie chodziłem do szkoły.
Miałem pięć lub sześć lat . Zatem ten drobny przedmiot wisi w tym samym miejscu już trzydzieści pięć może sześć lat .
Bo on nie pozwalał sobie robić czegokolwiek na " pół gwizdka " .
czwartek, 16 czerwca 2016
Też tak czasem macie ?;)
Wróciłem do domu grubo po północy ,
do godziny pierwszej brakowało może pięciu minut . Zatem to już było dzisiaj .
Nie chciałem nikogo obudzić . Choć
nie było mnie w domu tydzień i czułem , że bardzo ucieszyłbym
się gdyby przywitała mnie żona , syn i nasza mała córeczka .
Dziś ma dokładnie dwa miesiące i dwanaście dni . Światło nad
drzwiami ukazywało bardzo dobrze drzwi w ścianie z czerwonej cegły
. Otworzyłem je i wszedłem do środka . W domu było mroczno
jedynie nikłe światełka w kilku miejscach pozwalały bezpiecznie
rozeznać się w przestrzeni . Pomyślałem , że pewnie żona
zostawiła je właśnie dla mnie . Odstawiłem walizkę w korytarzu
zdjąłem marynarkę i odwiesiłem na wieszak wyzułem buty .
Pomyślałem – skoro śpią nie będę ich budził .
Zostawiłem więc bagaż i po tak
długiej nieobecności w domu starałem się jakby nadrobić tą
nieobecność . Najbliżej była sypialnie mojego dwunastoletniego syna. Wszedłem do
niej . W nikłych promieniach światła sączących się z korytarza
, widziałem tylko zarys jego szczupłej sylwetki . Przykryty kołdrą,
spod której wystawał bark i czupryna , w tym świetle nie było
widać ,że ma włosy w kolorze ciemnego blondu . Leżał na boku,
zwrócony plecami do wejścia . Podszedłem i położyłem dłoń na
jego głowie , pogładziłem i uśmiech na mojej twarzy pojawił się
sam .
Zostawiłem go tak spokojnie śpiącego,
jak tylko może spać człowiek o sumieniu czystym niczym woda w górskim potoku i ruszyłem
do naszej małżeńskiej sypialni . Wyszedłem z pokoju syna i
skręciłem w prawo , siedem metrów korytarzem i będę na miejscu
. Dziesięć kroków , dziewięć , sześć , cztery ,dwa jestem .
Pod przeciwległą od wejścia ścianą
nasze wielkie małżeńskie łózko dwa na dwa metry .Metr w lewo na całej ścianie szafa . A na prawo zaledwie na odległość wyciągniętej ręki od naszego
, dziecięce łóżeczko .
Tu w sypialni jest jaśniej, świeci tu
lampka dająca mdłe światło . Mamy ją zapaloną całą noc, aby w
każdym momencie móc widzieć nasze kilkunastotygodniowe dziecko . Moja
żona śpi , jej spokojna ładna twarz , kasztanowe włosy ramiona w
granatowej koszulce , wystają ponad kołdrę . Kontrastują z
mlecznym kolorem pościeli . Podchodzę i nachylam się całuję jej
włosy, delikatnie,aby nie spłoszyć spokojnego snu jaki ją spowija
. Prostuję się i odwracam do łóżeczka naszego maleństwa
pochylam się i … zamieram .
Może niektórych z was także kiedyś
coś takiego spotkało . Byłem cały tydzień , siedem bitych dni na
szkoleniu z komunikacji . Spotkałem tam kilkanaście osób z różnych
stron, zajmujących się różnymi dziedzinami życia . Każda miała
inną historię i każda miała swoje przysłowiowe Westerplatte .
Rozmawialiśmy i zaprzyjaźnialiśmy
się . Dyskutowaliśmy i spieraliśmy znajdując wspólne mianowniki
. Po całodniowych szkoleniach byliśmy zmęczeni, ale i zadowoleni ,
z tego ,że jesteśmy bliżej swojego lepszego ja . Bliżej lepszej
wersji samego siebie .
To spowodowało , iż oderwaliśmy się
od rzeczywistości, naszej codzienności , naszych obowiązków
nawyków , pracy , ale i
zżyty z pozostałymi .
Wszyscy, ale to wszyscy, wymienili ze
sobą kontakty .
Wystarczył tydzień , a moja córka
zmieniła się nie do poznania , większa, rysy na jej
małej ślicznej twarzy nabrały wyrazistości.
Było mi przykro ,że nie byłem przez tydzień z nią . Gdybym był jednak na miejscu, i na co dzień ją
obserwował, nie zauważyłbym tego .
Czasem trzeba na chwilę spuścić
coś z oka , aby dostrzec zmiany .
Docenić proces zmian .
środa, 8 czerwca 2016
Malowana trawa
Przyszedł facet do lekarza i mówi –
Panie doktorze jak robię tak , to mnie boli . Lekarz bardzo poważnym
tonem odparł – To niech pan tak nie robi .
Spotkałem się w życiu wielokrotnie z
takim objawowym leczeniem .
Wielokrotnie na różnych płaszczyznach
nie dotyczyło to tylko kontaktu ze służbą zdrowia .
Kiedyś dokupowałem do swojej posesji
od sąsiada kawałek gruntu . Przy tej okazji geodeta dopatrzył się
,że mamy kilka centymetrów przesunięty płot w działkę drugiego
z sąsiadów .
- Nie ma problemu – stwierdził sąsiad którego ta szkoda dotyczyła . Ja jednak stwierdziłem ,że nie zostawię tak sprawy i uzgodniłem z tym człowiekiem odkup tego kawałeczka w sumie kilku metrów kwadratowych. Wyleczyłem sprawę a nie „zamalowałem” tylko kolokwialnie mówiąc „opierając temat o flaszkę „
Koszty administracyjne wyniosły
kilkadziesiąt razy więcej niż zapłaciłem za sam przedmiot
transakcji . Dało mi jednak komfort psychiczny i pozwoliło po kilku
latach sprzedać całą posesję ,
bez żadnego lawirowania , krętactwa ,
na słowo albo zatajając stan faktyczny .
Za to dziadkowie mojej żony postawili
płot tak mniej więcej kilkadziesiąt lat temu żeby przypadkiem nie
wejść w szkodę na sąsiada posesje . A jak przyszło do
przepisania własności dzieciom . Nie dało się ominąć tym razem
uczestnictwa geodety . I okazało się ,że po tylu latach nawet
drogą sądową , nie udało się odzyskać swojej własności . Od
której się sami przecież odgrodzili .
Mimo tego nawet , że uczciwie płacili
przez wszystkie te lata wynikające z tego podatki .A i jeszcze
ponieśli spore koszty próbując wyprostować sprawy na drodze
prawnej . Odbiła się czkawką , niegdysiejsza oszczędność –
nie najmowania geodety .
Kiedyś gdy dystrybuowałem materiały
budowlane spotykałem się często z takim podejściem klientów , że
na wykwity wilgoci w domu stosowali … zakrycie ściany lub sufitu
panelami .
A , że do pomieszczenia „mokrego”
łazienka czy kuchnia to oczywiście PCV .
To właśnie ta przysłowiowa malowana trawa .
Metoda skuteczna jedynie wizualnie ,
doskonałe maskowanie . Jednakże takie działanie powoduje
nawarstwienie problemów , gdyż skraplająca się pomiędzy
warstwami para wodna stwarza doskonałe warunki do rozrostu pleśni
i zamiast problem wyrugować , potęguje się go . I witaj alergio ,
witaj astmo !
Nasze środowisko w którym żyjemy
rodzina , grono znajomych , współpracownicy . Tam też możemy
zaobserwować objawowe „leczenie” problemów a za kilka tygodni ,
miesięcy czy lat następuje tąpnięcie . Rozwód , obrażanie się
aż do zerwania kontaktów , albo powstaje toksyczna sytuacja w pracy
prowadząca do nerwic czy depresji .
Nie twierdzę ,że zakończenie jakiejś
znajomości nie jest czasem lepsze niż tkwienie w sytuacji
toksycznej . Pytanie co doprowadziło do tego ,że sytuacja stała
się toksyczną ?
Może kiedyś zabrakło asertywności
którejś ze stron . Potem brakło śmiałości czy siły aby
upomnieć się o swoje racje .
Różne są sytuacje w życiu i tak
naprawdę trudno znaleźć dwie identyczne . Twierdzę wręcz , że
ilu jest ludzi na świecie tyle jest religii .
Ja też mam na koncie kilka
skończonych znajomości . Po co utrzymywać na siłę relacje które
nas niszczą .
Jeśli nie utrzymujemy z kimś kontaktu
to też wywieramy oddziaływanie na tego kogoś .
Nasze środowisko nasza sprawa , to
nasz dobrze rozumiany egoizm .
Nie będzie szczęśliwy ten kto będzie
się „gimnastykował” dla innych przyjmował za innych trudy ,
brudy .
Swoje życie oddając innym i oczekując
w zamian rewanżu możesz się mocno rozczarować . Jeśli uczynisz
to bez oczekiwań, bezwarunkowo z „czystego serca” nie
zawiedziesz się nie otrzymawszy w zamian jakiejkolwiek wdzięczności
. A nasz świat jest jak system naczyń połączonych , nie ma w nim
próżni . I tak wróci do Ciebie to czym sam „obdarowujesz” .
Zatem powierzchowne działanie przyniesie tylko wizualny efekt .
Jeśli sięgniesz do źródła usuniesz
przyczynę a nie zadziałasz tylko na skutek problemu .
To co nie widoczne jest ważniejsze
wszak z tego wynika to co widzisz .
Jeśli widzisz owoc , załóżmy jabłko
– czerwone , błyszczące nasuwa się myśl smaczne ?
Nie przyjdzie Ci na myśl wtedy jakie
było ziarno . A jakie musiało być, aby ten owoc był dobry ?
Ziarno musi być dobrej jakości gleba
żyzna a szkodniki wytępione .
Skupiając się tylko na efekcie
końcowym na owocu a pomijając potrzebne do jego wyhodowania
czynniki , wpadamy w pułapkę – „objawowego leczenia” .
Moja ulubiona część – paradoksy .
Dając - nie oczekuj – bo zatruwasz
ziarno które siejesz .
Dbaj o grunt w którym siejesz aby był
żyzny . Nic nie użyźniania lepiej niż miłość .
Wytęp szkodniki (bez podtekstów
proszę) – owoce Twojej pracy są dla tych których chcesz nimi
obdarować , nie dla tych którzy chcą je posiąść bez Twojej
zgody .
Pozbywając się chwastów ze swojego
życia pamiętaj aby pozbyć się ich z korzeniem aby nie odrastały
. Tylko uważaj pozbywając się chwastów abyś nie uszkodził tego
co chcesz aby rozkwitło w Twoim życiu .
Trudne – bo to co wartościowe lekko
nie przychodzi .
Dużo sił ...
Subskrybuj:
Posty (Atom)