środa, 31 sierpnia 2016

Gonitwa



Gonitwa , wyścig , sprint .
Koniec miesiąca . Ostatnie godziny to dla wielu osób czas wzmożonego wysiłku w pracy . Trzeba pozamykać rozpoczęte tematy . Czasem podgonić wynik . Zdążyć z terminami .    I jeszcze zrobić raporty , sprawozdania . Prowadzę samochód drogą wijącą się przez las , kilka kilometrów w zielonym tunelu . Już kilka godzin w pracy a przede mną jeszcze ile ? Nie jestem w stanie teraz określić . Boli mnie głowa , wstałem bardzo wcześnie . I te kilka wypitych od rana kaw zaczyna w nieprzyjemny sposób dawać o sobie znać . Na zewnątrz bardzo gorąco w końcu to ostatni dzień sierpnia . Rozkręcam klimatyzacje na maksymalne obroty . Zaczyna mnie kręcić w nosie i zbiera mi się na kichnięcie . Przyjemny relaks w cieniu drzew zakłóca dzwonek telefonu . Wzbiera chęć kichnięcia . Zwalniam i sięgam po telefon , zanim zdążyłem go chwycić zaczyna dzwonić drugi z moich telefonów . Czuję już nie kręcenie w nosie ale tornado . Bezwiednie cofam rękę od wołających mnie polifonią dźwięków telefonów . Przykładam bezwiednie ,odruchowo do nosa .
Zwalniam jeszcze bardziej , kicham z taką siłą , że aż oczy mi zachodzą łzami . Telefony uparcie wołają , chcę już po nie sięgnąć . Czuję jednak , że zaraz kapnie mi z nosa . Sięgam po zmiętą serwetkę od hot-doga którego kupiłem na stacji benzynowej jako substytut śniadania . Przykładam do nosa . W tym momencie orientuję się , że to krew płynie mi z nosa . Ok – myślę żebym nie upaprał koszuli bo nie mam nic na zmianę w samochodzie . Lewą ręką trzymam serwetkę i łokciem przytrzymuję kierownicę . Prawą ręką zmieniam biegi na niższe po czym wraca ona na kierownicę i za jej pomocą sprowadzam auto na pobocze . Telefony zamilkły na chwilę , po czym zaczęły dzwonić na zmianę z przerwami na tyle żebym słyszał kiedy jeden dzwonek zamienia się w drugi . Wysiadłem z auta i stałem pochylony aby przypadkiem jakaś kropla krwi nie padła mi na spodnie . Zauważyłem powalone drzewo kilka metrów w głąb lasu od drogi . Szedłem ku niemu powoli aby usiąść na jego pniu . I poczekać aż przestanie mi kapać z nosa . Usiadłem i z pochyloną głową wpatruję się w trawę . Serwetka już cała czerwona nie będzie mi już pomocna . Upuściłem ją na ściółkę , celuloza wraca do miejsca skąd została pozyskana – pomyślałem . Wciąż leci mi z nosa zastanawiam się ile to już . Plama która powstała na ziemi przed moją twarzą ma już średnicę kilkunastu centymetrów .
Przechodzi mnie dreszcz , znów zbiera mi się na kichnięcie . Pomyślałem dobrze że siedzę na tyle daleko od samochodu , że nie słyszę natarczywości dzwonków telefonów . Znów kicham .      I ponownie z taką siłą która wciska mi łzy do oczu . Zastanawia mnie w tym momencie czy nie opryskałem przy tym krwią ubrania ? Łzy w oczach powodują ,że obraz mam rozmazany . Zastanawiam się przez chwilę czy to co widzę jest realne ? Pojawił się bezszelestnie , piękny jak kwiat .Jak przybysz z innego świata . Kolorowe ornamenty jak z perskich dywanów żywe gdy się poruszał . Usiadł na skraju plamy mojej krwi pomachał do mnie jeszcze skrzydłami . Tak jakby chciał powiedzieć . Czy musi cię spotkać coś przykrego abyś się zatrzymał i dostrzegł piękno .
To zdarzenie miało miejsce kilka lat temu . A przypomniało mi się gdy zmieniałem dziś datę w kalendarzu . Nie spowodowało może wtedy przełomu w moim życiu .
Na pewno było jednak jednym z tych które przyczyniły się do zmiany mojego sposobu myślenia . Skłoniły do szukania równowagi .





































czwartek, 18 sierpnia 2016

Wada


Korytarz poczekalnia do gabinetu lekarskiego. Siedzę już kilkanaście minut i wiem, że posiedzę jeszcze długo bo jest duża obsuwa w czasie przyjmowania pacjentów. Co jakiś czas ktoś przechodzi szukając gabinetu do którego ma się udać. Czasem jakaś pielęgniarka przejdzie. A to znów ktoś dołączy do kolejki pod gabinetem w którym przyjęcia i ja oczekuję.
Drzwi z klatki schodowej otwierają się jakoś dziwnie powoli. I w końcu wyłaniają się dwie postaci. Mężczyzna pewnie z osiemdziesiąt lat i przy jego boku kobieta w podobnym wieku. Ubrani ciepło jak na sierpień, pomyślałem, że u starszych ludzi inaczej już działa organizm i inaczej odbierają temperaturę. Pani nie jakoś wytwornie ale elegancko odziana. Garsonka jasno granatowa i ładnie dopełniające całości brązowe dodatki w postaci kapelusika, torebki w stylu królowej Elżbiety i pantofli na niskim obcasie. On zaś w brązowych spodniach na kant butach w tymże kolorze i beżowej kurtce długiej do pasa, krojem przypominającej trochę bluzę mundurową.             On wydawał się mierzyć z metr osiemdziesiąt wzrostu. Szedł tak wyprostowany, że przeszło mi przez myśl, iż pewnie jest emerytowanym wojskowym. Pani sięgała swemu towarzyszowi wzrostem do ramienia. Szli powoli pod rękę wspierając się na zmianę na siebie. Wzruszający to był widok.
Po chwili dotarli do gabinetu u którego drzwi i ja oczekiwałem. Usłyszałem od nich - dzień dobry - które wypowiedzieli jednocześnie a mimo to zabrzmiało bardzo naturalnie.
Odpowiedziałem im również – dzień dobry. Usiedli na krzesłach naprzeciw mnie
     - Pan też do doktora Kowalskiego. - Zapytał niskim przyjemnym niskim głosem spikera       radiowego 
     - Tak ja także.- Odpowiedziałem i dodałem –  Jest spore opóźnienie więc trochę jeszcze     poczekamy. Pan doktor wywołuje do gabinetu.
     - Nie ma pośpiechu odpowiedział staruszek. - Znów tym radiowym głosem którym pewnie uwiódł   swoją, partnerkę.
      Nie chciałem ale dzieliła nas tak niewielka przestrzeń, że zmuszony byłem słyszeć ich rozmowę choć nie rozmawiali wcale głośno. Żeby nie myśleli, iż się przysłuchuję wyciągnąłem telefon z kieszeni i zacząłem przeglądać zdjęcia. Potem sprawdziłem e-mail, następnie po usuwałem zbędne wiadomości sms. Cały czas jednak słyszałem jak rozmawiali i to jak rozmawiali. Od momentu jak usiedli cały czas byli zwróceni ku sobie, dłoń staruszki była zatopiona w dłoni mężczyzny. Już wiedziałem z kontekstów rozmowy, że są małżeństwem. Najbardziej zwróciło moją uwagę gdy rozmawiali było widać, że słuchają siebie nawzajem. Przyłapałem się na tym, że się gapię. Starałem się ich nie krępować a jednocześnie, chciałem patrzeć i słuchać.          Jak zaczarowany, nie mogłem się oderwać od magicznego sposobu rozmowy tych dwojga. Pomiędzy nimi była energia, aura, czułem to jakby namacalnie. A gdy usłyszałem ten fragment ich rozmowy.
     - A co z Twoją wadą serca? - Zapytała ona. W odpowiedzi usłyszała.
     - Nie mam żadnej wady serca i mam na to dowód.
     - Jaki? - Zapytała
     - Kocham Cię!
      Uśmiechnęła się jej twarz była znów twarzą dwudziestolatki. Delikatny pocałunek połączył na ułamek sekundy ich usta. Po czym ona oparła głowę na jego ramieniu. On uśmiechając się spoglądał na ich splecione dłonie. A mi w tym momencie obraz zrobił się jakiś nie ostry.        Wziąłem głęboki oddech i zdjąłem okulary, żeby je przeczyścić.

czwartek, 11 sierpnia 2016

Szczęśliwy ?

Ostatni weekend spędziliśmy całą rodziną w Międzyzdrojach .
Było kilka powodów które spowodowały , że zdecydowaliśmy się na taki bądź co bądź daleki wypad na tak krótko . Jeden z nich to taki , że mieliśmy awarię dachu i zalało nam sypialnię . Po naprawie dachu przystąpiliśmy do fachowego osuszania pomieszczenia . Co jest bardzo uciążliwe gdyż musieliśmy usunąć wszystkie sprzęty , meble i zdemontować panele z podłogi . Ponadto urządzenia które absorbują wilgoć wydają hałas porównywalny swoim poziomem do występującego przy ruchliwej ulicy . Przebywanie w domu w którym kilkanaście godzin na dobę jeżdżą samochody – po prostu męczy . Wszystkie ubrania z szafy spakowaliśmy w kartony i wynieśliśmy do garażu . Zostawiliśmy sobie tylko kilka kompletów odzieży, tak aby wystarczyło nam na dwa tygodnie . Podczas których miało się udać pozbyć wilgoci jak zapowiadał spec który nam te urządzenia wstawił . Z dwóch tygodni zrobiły się trzy , i zapowiadało się ,że jeszcze minimum kolejny muszą te urządzenia hałasować . Uciekliśmy więc z domu zostawiając je włączone . Gdy dojeżdżaliśmy na miejsce moja żona rzuciła pewne spostrzeżenie .
     - Zauważyłeś , że zostawiliśmy sobie ubrań na dwa tygodnie . Minęły trzy a nie mamy jakiegoś braku w garderobie . I nawet teraz na wyjazd nie mieliśmy potrzeby wertować kartonów w garażu żeby się zabezpieczyć w razie zmiany pogody .
     -Więc o czym to świadczy ? - Zapytałem bo ciekaw byłem czy do tej samej konkluzji dojdziemy.
     -Jesteśmy bardzo dobrze zorganizowani . - Odpowiedziała
     -Myślę ,że można jeszcze jeden wniosek wysnuć z tej sytuacji . Wiele z tych rzeczy które teraz      zalegają w garażu nie jest nam tak naprawdę niezbędna , powiem więcej nawet nie jest nam potrzebna . I jak będziemy się wprowadzać na nowo do naszej sypialni to musimy przesortować to wszystko i oddać komuś kto tych rzeczy potrzebuje .
      -Racja – Skwitowała ten wywód moja żona .
Dojechaliśmy przed południem zatem pierwsze kroki skierowaliśmy oczywiście na … plażę .
Przywitaliśmy się z morzem , żona i nasz dwunastoletni syn brodzili w wodzie . A ja pchałem wózek z naszą czteromiesięczną pociechą i przechadzałem się nad samym brzegiem morza .
Idąc tak relaksowałem się słuchając muzyki jaką był miarowy szum fal , ozdabiany popiskiwaniem mew , tu i ówdzie okraszony też śmiechem bawiących się dzieci .
Idąc tak już kilka minut zauważyłem idącego , także nad samym brzegiem zmierzającego w moim kierunku mężczyznę . Jego widok wzbudził moją czujność. W miarę jak się zbliżaliśmy ku sobie coraz większą . Gdy w końcu byliśmy od siebie w odległości z której można było rozróżnić rysy twarzy ….
Zdarzyło się kiedyś Tobie że czasem wyjechałeś kilkaset kilometrów od domu i spotykałeś kogoś znajomego . Kogoś kogo powinieneś widywać w swoim mieście a nie widziałeś go już kilka lub kilkanaście miesięcy . Ktoś z kim mieliśmy nawet dobry kontakt . I musiałeś wyjechać daleko od domu żeby wpaść na niego przypadkiem .
Rozpoznałem go to znajomy z lat szkolnych . Po ukończeniu szkoły nasza znajomość się rozluźniła ale nie urwała . Czterdziestoletni facet blondyn krótkie włosy ułożone za pomocą żelu . Ubrany w sportowa odzież od stóp do samej głowy nie miał na sobie czegoś co nie miałoby logo jakiejś wiodącej marki . Wiedziałem , że pracował w korporacji i awansował z kolejnymi latami w pracy .
Ostatnio gdy z nim rozmawiałem półtora roku wcześniej dowiedziałem się zajmował już stanowisko dyrektorskie w firmie w której pracował . Teraz spotkałem go ponownie . Uśmiechnąłem się na powitanie i odezwałem się .
    -Szczęśliwy , zadowolony na urlopie …
    -Szczęśliwy ... ? Szczęśliwy to będę jak już będę bogaty . - Usłyszałem w odpowiedzi . I miałem wrażenie , że to była jak najbardziej poważna odpowiedź z jego strony . Taka odpowiedź zupełnie mnie zaskoczyła i zupełnie nie wiedziałem co powiedzieć . Mój znajomy nie miał weny do pogawędki . Uścisnęliśmy sobie dłonie i powędrowaliśmy dalej każdy w swoim wcześniej obranym kierunku .
W głowie kołatały mi słowa które wypowiedział przed chwilą kolega . Po chwili otrząsnąłem się z tych myśli jak z piasku który się przylegał do moich bosych stóp . Pomyślałem adresując te myśli do mężczyzny z którym się moment wcześniej rozmawiałem .
„Nigdy nie będziesz szczęśliwy i nigdy nie będziesz bogaty .
Jeśli będziesz szantażował szczęście bogactwem nie zaznasz ani jednego ani drugiego . Szkoda czasu na bycie nieszczęśliwym gdy nie jesteś bogaty . Natomiast będąc szczęśliwym człowiekiem przyciągniesz bogactwo większe niż mierzalne jakimkolwiek kursem waluty , stopą czy indeksem . „

wtorek, 2 sierpnia 2016

Świąteczno-akcyjny tryb życia


Mam wrażenie , że sporo ludzi prowadzi  „świąteczno-akcyjny tryb życia „ . 
To znaczy , że gdy są święta ludzie zaczynają zachowywać się inaczej niż zwykle . Stają się bardziej uprzejmi dla innych .
Robią rzeczy ,których na co dzień nie czynili , ot ... choćby znajdują drogę do kościoła .
Tak zwana akcyjność – gdy jest wezwanie do „walki” stajemy razem .                     Na przykład ,gdy chodzi o zbiórkę pieniędzy dla potrzebującego .                  
    Nie mówię , że to źle - jeśli na dalsze życie zostaje więcej takiego podejścia niż było wcześniej . Jeśli jednak nie ? We wigilię zwierzęta też ponoć przemawiają ludzkim głosem . 
Można by mnożyć listę takich sytuacji , natomiast co u mnie wywołało takie spostrzeżenie ?
Otóż rozmawiałem z kolegą  - nie , nie z Wackiem , kilka dni temu o tym, jak spędzi tegoroczny urlop . Tytułem wstępu mój „ bardzo dobrze zbudowany ” kolega z urlopu zeszłorocznego wrócił jeszcze „większy „ niż był wcześniej .
 Gdy opowiedział jaką dietę piwno -frytkową
stosował przestało mnie zastanawiać ,  dlaczego tak urósł .
Na co dzień nie żałuje sobie, a podczas urlopu to jakby przestał panować nad swoim jadłospisem . No cóż, teraz na przekór poprzedniemu urlopowi , zapowiedział sportowo detoksykacyjny sposób jego spędzenia . A potem ? Wróci ...
No cóż mam pewne doświadczenie wynikające z obserwacji sezonowości natłoku uczęszczających do fitness klubów . Systematycznie pracują tam nad sobą nie te osoby, które zaczęły w wyniku noworocznego postanowienia , albo ukarane – przepraszam ;) - obdarowane na gwiazdkę karnetem . Sumiennie uczęszczają Ci ,  którzy mają w tym jakiś cel i dojrzeli ,  aby podjąć trud i w nim  wytrwać .
Dwa dni temu zakończyły się Światowe Dni Młodzieży i mam nadzieję , że wśród tych ,  którzy uczestniczyli w tym festiwalu radości  niewielu będzie akcyjnych chrześcijan . Mam nadzieję , że wróciwszy do miejsc ,  z których przyjechali , będą potrafili podtrzymywać ten „ogień” tak ,  aby podpalać tych  , którzy nie byli wraz z nimi w Krakowie .
Ja ,  żeby nie było , że robię tak jak zwykle – nie będę się dziś bardziej rozpisywał .
Biorąc pod rozwagę słowa zaczerpnięte z książki ,  którą uważam za najlepszą na świecie - Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz ?
Idę zastanowić się nad swoim sposobem działania .